sobota, 3 maja 2014

Część 4

Mam wielką nadzieję, że podobają wam się moje wypociny. Więc dla zainteresowanych oto część 4! c:
Maggie
Obudziłam się w zupełnie obcym mi miejscu. Po raz kolejny urwał mi się film. Jednak śpiący słodko Steven na podłodze, oznaczał, że jestem w ich mieszkaniu. Albo coś co to złudnie przypominało. Spałam na jakiejś okropnej, zielonkawej kanapie. Jessica spała na materacu tuż obok kanapy.
- Cholera! Znów mi się urwał film! - ze zdenerwowaniem rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu fajek. Gwałtownie wstałam z miejsca i wzięłam papierosa z paczki z parapetu. Już nieco spokojniej odpaliłam i zaciągnęłam się dymem.
- Czemu ty tak wrzeszczysz? - Axl spojrzał na mnie leniwym oczami i podniósł się z kanapy.
Ja w tym czasie wróciłam na swoje szczytne miejsce, jakim był zniszczony fotel.
- Nie ważne... - warknęłam ze złością i nosem wypuściłam dym. - Spałeś ze mną? - obejrzałam się ze siebie. Nie zauważyłam wcześniej, że Rudzielec spał tuż za mną albo i nawet ze mną.
- Dokładnie tak - powiedział dość dumnie jak na tą chwilę.
- Zajebiście - było to stwierdzenie mojego zachwytu jak i złości. A ja ponownie wstałam i zaczęłam się kręcić obok okna.
Axl podparł się łokciem i obserwował mnie. Czułam jego wzrok na moim całym ciele. Nagle w pomieszczeniu pojawił się Izzy. Potargał włosy ręką i nałożył na nie z gracją czarny beret.
- Kurwa... Nieźle zabalowaliśmy... - sięgnął po paczkę Marlboro.
E tam... Nieźle... Po prostu nic nie pamiętasz... Ja tam pamiętam wszystko... - wzrok Axl'a nadal wędrował po mnie od dołu do góry. Nie mogłam już tego nie widzieć. Stałam na przeciwko niego zaciągając się fajką.
W tym samym momencie obudziła się Jessy i ze zdziwieniem obserwowała Axl'a gapiącego się na mnie od stóp po samą głowę.
- Kurwa... - złapała się za głowę i przymknęła oczy.
- Pamiętasz? Mów, w takim razie - uśmiechnęłam się do Axl'a i przysiadłam na oparciu fotela.- O hej Jessica!
- Hej, hej... - powiedziała to cichym głosem i schowała twarz w poduszkę.
- S
iedzieliśmy na tym odludziu do jakiejś pierwszej, później znaleźliśmy tu, Izzy wynalazł dragi, Sixx gdzieś zniknął, a Steven któremuś z nas zrobił braterstwo krwi, ale nie pamiętam któremu, potem urwał mi się film - wyjaśnił William odrywając ode mnie wzrok.
Postanowiłam dłużej nie czekać i wyszłam z mieszkania Gunsów, żegnając się z nimi. Jessy wyleciała zaraz za mną.

Duff

Wstałem o parę minut za późno. Laski się już zwinęły, a cała kompania siedziała w ruinie, potocznie nazywanej salonem.
- Siema - krzyknąłem do wszystkich obecnych.
- Hej... Ej ludzie pamiętacie cokolwiek z wczoraj? - Axl spojrzał na każdego z nas. Czego on oczekiwał? Że po imprezie będziemy pamiętać kropka w kropkę?
- Daj się zastanowić... - siadłem obok Slash'a i pogrążyłem się w myślach, ale jakoś za wiele nic nie mogłem sobie przypomnieć.

- Ja pamiętam, że ty kręciłeś z jedną z siostrzyczek, aaa... Z Maggie... - odezwał się lekko nieogarnięty Steven i oberwał złowrogim spojrzeniem od Rose'a.
No a Slash czarował Jessy... Steven z kimś zrobił braterstwo krwi, a potem przyszliśmy tu i graliśmy w butelkę jak dobrze pamiętam - odrzekłem mając jakieś prześwity w pamięci.
O! To, to i ja pamiętam.. Axl musił się przelizać z... Maggie - Izzy powiedział to dość niepewnie, po czym spuścił głowę w dół.
- Tak! Tak było! A potem skończyliśmy grać i dalej nie pamiętam... Ktoś pamięta, gnojki? - spojrzałem na resztę.
- No, mi się wydaje, że któryś się wczoraj pieprzył... - rzekł Steven.
Cóż, nie mogłem opanować śmiechem.
- No to przyznawać się, który posuwał wczoraj jedną z naszych koleżanek? Hm? - Adler zerknął na każdego z podejrzliwością. Od razu zaznaczyłem że to nie ja. Wiem, tylko jak one mają na imię. Zawartości ich bielizny nie poznałem.
- Skąd te podejrzenia? Może spałem z nią na fotelu, ale jak się obudziła była ubrana. - stwierdził Rose. - No chyba, że Hudson się nie mógł powstrzymać.. - zaśmiał się.
- O spierdalaj! Miałem bokserki do cholery! - oburzył się Slash.
- Ja jestem za tym, że oboje je posuwali, wiedzą o tym i się nie chcą przyznać! - odrzeknął nagle Steven, a Slash i Rudy spojrzeli na niego z pogardą.
- Zamknij się kurwa jebany pudlu! - wrzasnął na niego zdenerwowany tym wszystkim Axl, a ja zaśmiałem się pod nosem.
Nagle ni stąd ni zowąd pojawiły się siostry. Oparły się o farmugę drzwi z dwóch stron i spojrzały na nas z pobłażliwym uśmiechem.
- Oj, no i co się tak bulwersujesz - zwróciła się bardzo spokojnie Maggie do Axl'a.
- Właśnie, po co się o to spinać, nawet jak coś było to co z tego? - dodała równie spokojna Jessica. - Prawda Magg?
- No... pewnie! - rzekła z podniesionym głosem Maggie i uśmiechnęła się do nas promiennym uśmiechem. - Dobra, spadamy! Papa! - po tych słowach obie wyszły z mieszkania, pozostawiając nas w ciężkim szoku.

*Miesiąc później*
Maggie
Razem z Jessicą siedziałyśmy w Whiskey przy papierosie i kulturalnie nalanym w szklanki Jack'u Daniels'ie.
- I co gadałaś z Jason'em o tej pracy? - nagle siostra zagadnęła mnie o pracę, której szukam od miesiąca.

Tak, powiedział, że na razie nie potrzebują... Więc poszukam czegoś innego - wzruszyłam obojętnie ramionami. - Co dzisiaj masz zamiar robić siorka? - spojrzałam na nią z uśmiechem i strzepnęłam papierosa.
- Wiesz... jest już 18, więc chyba to co teraz, bo na nic innego mnie nie stać... - zaśmiała się i na raz wypiła kieliszek wódki.
- A ja się umówiłam z Axl'em, ale na razie nic jeszcze nie wiadomo - wybuchnęłam śmiechem i zgniotłam fajkę w popielniczce.
- Z Axl'em powiadasz... Mhm... - Jessica ruszyła tymi brwiami, a ja zerknęłam na nią ironicznie.
- No to wybacz... Muszę się zebrać
- Okej... Idź, idź bo ci ta wiewióra na drzewo ucieknie - tymi słowami pożegnałam się z nią i wyszłam z baru.
Do mieszkania biegłam tak szybko jak mogłam. Zasiedziałam się w barze i miałam tylko pół godziny na przyszykowanie się. Wleciałam do domu, o mało nie skręcając kostki na wycieraczce i wbiegłam do łazienki. Pędem zaczęłam poprawiać rzęsy i włosy. Wcisnęłam na siebie krótką, czarną sukienkę. Kiedy już ze spokojem nakładałam buty, zadzwonił dzwonek do drzwi. To był Axl.
- Hej, mała. Gotowa jesteś? - zapytał. Miał na sobie ciemno-czerwoną marynarkę i jasno-niebieskie dżinsy. No i był bez koszuli. Jezu szczęściara ze mnie te myśli szybko jak się później okazało uległy samodestrukcji.
- Gotowa
Axl złapał mnie za rękę i w tym momencie szliśmy ulicami Sunset Strip. Rudy zatrzymał się przed jakąś restauracją i spojrzał na ukrytą we wnętrzu kieszeni kartkę.
- To chyba tutaj... - podniósł głowę i zerknął kątem oka na napis na szyldzie restauracji. - Tak, to tu... - kulturalnie otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą.
Zamówiliśmy jakąś kolację. Długo rozmawialiśmy. W sumie była to jedna z najlepszych randek w moim życiu. Potem Axl zaprosił mnie na spacer po parku. Usiedliśmy na trawie przy małym stawie w parku.
- Fajnie, co? - spojrzał na mnie z ukrytą nieśmiałością głęboko w oczach.
- Tak...
- Masz oczy jak z najbłękitniejszego
 nieba, jak gdyby myślały o deszczu, nienawidzę patrzeć w te oczy i widzieć w nich odrobinę bólu... - Axl odwrócił wzrok w moją stronę i zaczął nucić chyba jedną z ich utworów, patrząc się w moje oczy.
- Haha... Urocze - spojrzałam na niego z podziwem i zaśmiałam się.
- Wypociny... - odpowiedział.
Ja w tym momencie z dyskrecją przysunęłam się bliżej niego i wbiłam wzrok w gwieździste niebo. Było wręcz cudownie.
Gdybym teraz spytał cię o to, czy mogę cię pocałować zgodziłabyś się?
To pytanie lekko wybiło mnie z transu i równie tak samo zszokowało. Ale zabrzmiało słodko, czyż nie?
- Zgodziłabym... - odrzekłam i zarumieniłam się.
W tym oto momencie Axl przysunął się do mnie, uniósł moją głowę nieco wyżej i pocałował. Nie wiedząc co zrobić, zrobiłam to jeszcze raz, składając pocałunek na jego ustach.
- To było miłe... - rzekł i uśmiechnął się.
Po paru minutach stwierdziliśmy, że pójdziemy do mnie. Robiło się coraz ciemniej i zimniej.
- Jejku.. jak u ciebie jest ładnie, tak czysto.. - Axl wybuchł śmiechem i z uwagą zaczął oglądać zdjęcia moje jak i Jessy. - Gdzie to?
- Nie pamiętam, gdzieś w Teksasie na wycieczce - odwróciłam się i otworzyłam od góry malutkie okno w kuchni.
Axl podszedł do mnie i kładąc mi głowę na ramieniu przytulił się od tyłu.
- Wiesz gdzie ty jesteś? Jesteś w dżungli, kochanie...
- Haha... No co ty nie powiesz - zaśmiałam się.
- No to witamy w dżungli... - Rose złożył lekki pocałunek na mojej szyi i wlepił wzrok w moje oczy.
- A co ty taki przylepny dzisiaj jesteś? - zapytałam i odwróciłam się do niego przodem.
- Nie wiem... po prostu nie mam do kogo się tak przytulić.. - zrobił smutną minkę.
- Ej, no nie... Żartowałam... Myślałam, że to randkospotkanie to tylko spotkanie - Axl udiadł na swoje miejsce na kanapie, a ja tuż obok niego. Czekałam na jego reakcję.
A ja właśnie przeciwnie.. ale widocznie robię sobie za duże nadzieje.. - zaśmiał się i położył mi swoją dłoń na kolanie.
- Wiesz kurwa... Nie ukrywajmy, że ja mam do ciebie cholerną słabość
- No i nawzajem dziecino...
- To na co my czekamy...
- Na pierdolone zbawienie - Axl zaśmiał się i powrócił do patrzenia się w jakiś martwy punkt na stole.
- O... Nas... - powiedziałam z lekką nieśmiałością.
- Dobra to zapytam wprost.. - Rose ciężko odetchnął i spojrzał mi prosto w oczy. - Chcesz być moja i tylko moja? - zabrzmiało to dość dumnie, jak i uroczo.
- Cholera, no jasne, że tak - odrzekłam i przytuliłam go do siebie.
- Obiecuję, że pomimo, tego pieprzonego zespołu, będę cię codziennie całował i kochał tak samo - uśmiechnął się, a ja oparłam się o jego ramię.

Jessica
Kiedy Maggie poszła zostałam sama w tym klubie. Kasa powoli mówiła papa, więc musiałam ograniczyć zamawianie trunków.
- Jess? Co tak sama siedzisz? - usłyszałam nagle zza moich pleców głos Hudson'a. Co prawda zbyt trzeźwy nie był, ale zbyt nachlany też nie.
- Em.. Maggie poszła na randkę, tak się złożyło. - z praktycznie pustej butelki pociągnęłam jeszcze jeden łyk i wysunęłam krzesło Slash'owi, a on przysunął się do mnie.
A no tak... Axl coś tam pierdolił... - rzekł z zamyśleniem i zamówił sobie Daniels'a, który rozlał na dwie szklanki.
Gdzieś w tłumie zauważyłam znajomą mi twarz. Był to Rachel. Posłał mi niepewny uśmiech podszedł do mojego stolika.
- Hej mała - przywitał się i na moim policzku złożył lekki pocałunek.
O.. hej.. - odrzekłam i uśmiechnęłam się promiennie.
- E... Przedstawisz mi kolegę? - zapytał, patrząc na Saul'a z zazdrością. Przecież nie było do tego powodów.
- Jej... Jasne... Slash to Rachel - mój kumpel, Rachel to Slash... - wybęłkotałam i zapaliłam kolejnego papierosa.
- A no kurwa, miło poznać... - Slash wyciągnął ku niemu rękę, a ten uścisnął ją z wymuszonym uśmiechem.
- Pf... Wiecie, co chyba pójdę do domu, nie ma co tu robić... - stwierdziłam i wstałam z krzesła, ściągając z oparcia ramoneskę.
- To możemy pójść po Steven'a i się gdzieś przejdziemy, co? - zapytał Slash.
- Hm.. no spoko. To chodź. Na razie, Rachel - machnęłam mu ręką i z uśmiechem opuściłam lokal.
-  Steven jest u nas na chacie, więc się przejdziemy jeśli nie masz nic przeciwko - powiedział Hudson, szurając po betonie kowbojkami.
- Nie no pewnie...
Po niecałych piętnastu, może nawet dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu. Saul uchylił skrzypiące drzwi i wszedł do mieszkania, przepuszczając mnie w progu. Slash nawet nie musiał wołać Steven'a. Pudel wyskoczył zza drzwi i przykleił się do mnie jak dziecko do swojej mamy.
- Jessy! - krzyknął z radością. - Co u ciebie?!
- O matko... dobrze... Stevie udusisz mnie, a jak nie to, to zgnieciesz  mi żebra... - zaśmiałam się i wyswobodziłam się ze śmiertelnego uścisku.
- Święta heroino! Przepraszam Jess, nie chciałem... A co będziecie robić? Mogę iść z wami... Bo i tak nie mam co robić, a Izzy usnął po się naćpał, a Duffy poszedł na dziwki.. - powiedział wszystko to na jednym tchu, po czym na jego twarzy zagościł każdemu znany banan.
- Właściwie to my przyszliśmy do ciebie! - odparłam.
- Ale super! Chcecie koki? Zostały mi trzy działeczki! - wyglądał w tamtym momencie jak prawdziwe dziecko szczęścia.
- Czemu nie! Dawaj! - odrzekłam z pewnością siebie i na szklanym stole rozsypałam zawartość małego, foliowego woreczka.
Po chwili czułam, że odpływam.
-  Ej.. Slash ty grasz na gitarze, nie? Zagraj mi coś! - krzyknęłam i siadłam na podłodze.
Slash bez wahania wziął do ręki pięknego akustyka i zaczął grać dynamiczną solówkę. Do jego grania przyłączył się Stevie stukając pałkami o stół. Patrzyłam na niego z podziwem. Był niesamowitym gitarzystą.
- To jeden z naszych utworów jeszcze bez tytułu - powiedział, odstawiając na stojak gitarę.
- Jezu... Umarłam i jestem w pierdolonym, rockowym niebie... - spojrzałam na niego z oczami wielkimi jak piłeczki pingpongowe. 

- Wszystko dobrze? - Slash lekko się zaniepokoił i podszedł do mnie bliżej.
- Jak ty zajebiście grasz! - przytuliłam go i pochwaliłam jednocześnie. Bo w sumie nie wiedziałam co mam zrobić.
- Ale mnie straszysz dziewczyno - Slash zaśmiał się i poklepał mnie po plecach.
- No przecież wiem... Która godzina? Co robimy? Może potańczymy? Albo coś... bo wiecie co, ja mam taką energię dzisiaj, że masakra... - zapytałam, tupiąc jeszcze w rytm tamtego utworu nogami o powierzchnię.
- O tak, tak! Steven włączaj jakąś dobrą muzykę! - odrzekł Saul, a Stevie bez wahania wstał i ustawił w radiu Aerosmith. - Mogę prosić do tańca waćpannę? - zaśmiał się Slash i skłonił się, lekko chwiejąc się.
- Oczywiście... - uklęknęłam i zaczęliśmy tańczyć.
Kiedy się zmęczyliśmy, usnęliśmy wtuleni w siebie nawzajem na kanapie.


A więc to jest część 4! Myślę, że się podoba! Czekam na opinie! c:






czwartek, 1 maja 2014

Część 3

A ten rozdział dedykuję pierwszej komentującej: xXxAndziaa. Bardzo ci dziękuje, zmotywowałaś mnie c:

Jessica

Następnego dnia dziwnym trafem obudziłyśmy się w swoich łóżkach. Nie na podłodze, czy jak to bywało czasem w wannie. Przeciągnęłam się i rozejrzałam po pokoju. Jak zwykle zaatakował mnie kac, czego szczerze nie znosiłam. Złapałam się za bolącą głowę i udałam się po tabletkę. Gdy wróciłam miałam zamiar obudzić Maggie.
- Hej... - szturchnęłam ją lekko w ramię. - Wstawaj mała... - uśmiechnęłam się.
Maggie lekko przymrużyła oczy i spojrzała na mnie z chwalebnym uśmieszkiem.
- Witaj... Dzisiaj muszę być trzeźwa - ją też dopadł ten okropny ból. Co za koszmar.
- A to czemuż? Randkę masz? - moja podejrzliwość co do jej romansów z rockmenami nie zna granic, tak wiem.
- Nie... Chcę, no... Dobrze wyglądać, a nie jak menel - w tym momencie wstała i do ręki wzięła kosmetyk zwany tuszem do rzęs.
- Aha... - zaśmiałam się, kpiąco patrząc na siostrę, nie dając po sobie poznać, że wiem o co chodzi. - Super...
Kiedy wyszłam do łazienki nieco się odświeżyć i zaznać zimnej kąpieli, zadzwonił dzwonek. "Seba i Rachel, bo któż by inny" pomyślałam, przeczesując włosy szczotką.
- Mam otworzyć? - usłyszałam krzyk z sypialni, po czym bez mojej odpowiedzi otwierające się drzwi wejściowe.
- Hej! - nie przeliczyłam się. Seba i Rachel wparowali nam do mieszkania, witając nas całusami w policzek. Nie wiem skąd narodziło się takie powitanie, ale już tak zostało.
- Co was sprowadza w ten... - Maggie zerknęła na ledwo trzymający się kalendarz. - Poniedziałkowy poranek?
- Ciekawość... Czemu was nie było w Roxy? - Sebastian spojrzał na nas obie. No tak! Miałyśmy być w Roxy, kiedy siedziałyśmy z Gunsami w Troubaudorze.
- Siedziałyśmy z nowo poznanym zespołem w Troubadorze - odrzekła Magg. Na razie nie wtrącając się w tą rozmowę, przyglądałam się im razem z James'em.
- Aha... Czyli poznałyście nowych kolegów, a starych ot tak pierdolicie? - spojrzał na Maggie ze stanowczością, a jego głos wyrażał się zbyt spokojnie jak na niego.
- Wyluzuj Bach, nie mówiliście o której mamy być w Roxy, a to z kim się spotykamy to chyba nasza sprawa, nie? - w końcu się wtrąciłam, bo doszło by do awantury.
- Pewnie i tak zabawiałeś się z jakąś dziwką na boku - cała Maggie. Parsknęła śmiechem i spojrzała pewna siebie na Bacha. Uwielbiała go irytować, denerwować, wkurzać, a wkurwiać to po prostu kochała. Mimo, że wszystkie te słowa znaczą praktycznie to samo.
Znowu mi sugerujesz, że jestem dziwkarzem, tak?! Akurat wczoraj siedzieliśmy i jak idioci czekaliśmy, aż łaskawie zjawicie... - zaczął swój monolog już z lekko podniesionym głosem. - No, ale nie oczywiście, lepiej wystawić przyjaciół na lód... W końcu wiedzą jakie jesteście... - dokończył.
- Jaki ty kurwa jesteś podły, to się w głowie nie mieści - pokręciłam głową i wyszłam z salonu. Nie chciałam dłużej słuchać tych jego beznadziejnych żalów i nietrafnych oskarżeń. Działało mi to szczerze na nerwy.

Maggie
Jessica wyszła. I dobrze, już ja sobie poradzę z nim. 
- Pogódź się z tym, że poznaje nowych ludzi i sorry, ale nie mówiłeś, że mamy się spotkać w Roxy i o której... - wywróciłam zdenerwowana oczami i założyłam ręce.
- Pewnie zabawiałaś się z którymś gościem na boku... - zaczął mnie przedrzeźniać. Jeszcze go to bawiło.
- Tak? Niby ci tak strasznie na mnie zależy, a jesteś zwykłym egoistą... - zrobiło mi się naprawdę źle z tym, że go wcześniej obraziłam, ale mógłby tego nie zaczynać.
- Wiesz, co może to dlatego, że nie umiem wyrazić tego co czuję... - Seba odwrócił głowę i ewidentnie zrobiło mu się tak samo przykro jak mi. Nie dziwię się. Patowa sytuacja.

- No to sorry, nie licz na więcej... - spojrzałam na niego z ukrytą ironią.
Kurwa... Wiesz co pewien gość miał rację, takie same charaktery nie mogą liczyć na więcej...
Czyżby? To proszę bardzo, możesz wyjść i już więcej mnie nie zobaczyć, proszę droga wolna... - usiadłam na oparciu fotela, a oczy zaszkliły mi się łzami.
- Nie! Kurwa nie wyjdę! Jestem twoim przyjacielem... Nie chcę cię zostawić, choćby ta pieprzona przyjaźń trwała wiecznie!
Nic nie odpowiedziałam. Szybko otarłam jakąś maleńką łzę i wbiłam wzrok w podłogę.
Jejku... Nie powiedziałem tego w złym... Kocham cię... Jako przyjaciel... I nie chcę się z tobą bez przerwy kłócić... - Bach stanął na przeciwko mnie i obserwował moją reakcję.
- Wiem... - nie czekając na dalsze rozwinięcie się tej nieprzyjemnej sytuacji, przytuliłam się do Seby. On jako tako nie protestował.
Godzinę później razem z Jessicą wybrałyśmy się na tzw. toksyczny spacer ulicami Sunset Strip. Czemu toksyczny? Bo tu od kogokolwiek za darmo możesz dostać wpierdol, zaćpać się pod jakimś starym budynkiem albo ochlać się zupełnie bez powodu.
- Ja pierdolę... Tu się zawsze musi coś dziać! - rzekła Jessy. I to był przykład dokładnie takiej sytuacji. Dwóch gości naparzało się przed klubem. I albo byli naćpani albo pijani.
Bez odpowiedzi odpaliłam papierosa i siadłyśmy na zimnym murku.
- Muszę znaleźć jakąś inną robotę... Za trzy dni skończy mi się urlop, a ja dłużej nie wyrobię z szefem dyktatorem - wypuściłam dym z ust.
- Spytaj Jason'a, może cię gdzieś wkręci - Jessica spojrzała na mnie i promiennie się uśmiechnęła.
- W
ole jakąś robotę za dnia... Poszukam może do jakiegoś sklepu muzycznego albo coś... - wzrok powędrował na moje rozpadłe trampki. To z daleka było widać, że nie stać mnie nawet na parę butów.
Nagle razem z siostrą prawie spadłyśmy z murku. Zza naszych pleców ukazały się sylwetki dwóch blondynów, niskiego i wysokiego.
- Cześć Duff! Hej Steven! - odrzekłam z wyraźną poprawą humoru, gdyż ta praca mnie konkretnie zdołowała.
- Gdzie reszta? - zapytała również zadowolona Jessica.
- Tam! - Duff wskazał na grupkę rozmawiających członków zespołu.
- Gdzie się wybieracie? - zapytałam, patrząc na Steven'a.
- Tu i tam, wszędzie! Idziecie się z nami?!
- No jasne! - odkrzyknęłyśmy razem zgodnym chórem.
Zeskoczyłyśmy z murku i poszłyśmy w kierunku reszty zespołu. Moją uwagę jak zwykle przykuł Axl. Kurwa, a może się zakochałam? Pierdolę, nie prawda... Nie byłabym zdolna do czegoś takiego ta myśl zaowocowała szerokim uśmiechem na mojej twarzy. Do tej pory nie wiem czy była trafna.
- No dzień dobry! Jak tam u was? - William skupił swój wzrok w szczególności na mojej sylwetce.
Widziałam kątem oka, jak Slash przywitał się niepewnie z Jessy i tuż potem pogrążyli się w rozmowie na niesłyszany przeze mnie temat. Steven oznajmił, że przejdziemy się na tzw. ruiny. Były to zazwyczaj jakieś opuszczone domy, bez dachu, gdzie walały się stosy butelek po wszelakich trunkach i niedopałki papierosów.
- Wow! Zajebista szczota stary! - krzyknął McKagan, podchodząc do grupy punków i jednego z nich.
- Dzięki stary! Punks Not Dead! - nieznajomy przybił z Duff'em piątkę i ruszył przed siebie, szurając glanami po betonie.
Wszyscy na ten incydent zareagowali śmiechem, a Duff przyznał się, że sam mając piętnaście lat był punkowcem.
Po niecałym kwadransie doszliśmy na tą melinę. Zresztą każdy nazywał to jak chciał, bez różnicy.
- O, ale tu zajebiście! - może przesadziłam, ale była to melina na jakiejś górce, skąd był fajny widok. Usiadłam w jakimś kącie, gdzieniegdzie jeszcze białych ścian.
- Mała uważaj... - Axl podszedł do mnie i odsunął ode mnie odłamki szkła butelek.
Odwdzięczyłam mu się radosnym uśmiechem i zapaliłam papierosa.
- Gadałem wczoraj z Nikki'm i może do nas wpadnie... Zaraz - powiedział Duff, uśmiechając się.
- O! Nie mówiłeś że będą dziewczyny! - ucieszył się Steven. - Znaczy bez obrazy miłe panie - dodał, patrząc na mnie i na siostrę.
Duff ewidentnie to załamało.
- Nikki Sixx idioto! - krzyknął, na niczego nieświadomego Steven'a, co trochę ostudziło jego zapał.
- To co kurwa robimy? - Slash zajął sobie miejsce obok siedzącej Jessicii i odgarnął loki z twarzy.
- Ognisko! - odpowiedział Stevie z bananem na twarzy.
- Uciszcie go kurwa! Melanż... A co myślałeś? - rzekł Duff, przyglądając się Adler'owi ze zdziwieniem.
- Ja pieprzę, dopiero mi kac przeszedł - zaśmiałam się i zgasiłam papierosa o zabrudzoną podłogę. Jeśli to można było tak nazwać.
Wszyscy zareagowali na to śmiechem.
- A nie zapraszaliście jeszcze jakiś dziewczyn? - zagadnął Steven resztę.
- Mi wystarczy jedna... - Axl bez skrupułów objął mnie ramieniem i spojrzał na mnie ze swoją pewnością siebie.
Po jakimś niedługim czasie "impreza" się rozkręciła. Teraz Rudy poszedł gadać z jakimiś gośćmi. Nie mam pojęcia kto to był, więc poszłam siąść obok Jessy.
- Hej! 
Co tam u was? Wiecie, co bardzo was polubiłem. Zrobimy sobie braterstwo krwi? Bo tak naprawdę, to ja już mam z Saul'em, ale nie zaszkodziło by mieć jeszcze dwóch - Steven pojawił się z nikąd i zaczął napierdalać jak katarynka.
Nie... Chyba nie chcemy mieć jeszcze więcej blizn - zaśmiałam się i spojrzałam na siostrę.
Steven'a to trochę zasmuciło i poszedł truć komuś innemu.
Później podszedł do mnie Axl i zaczął opowiadać jakąś wymyśloną historię.
Ha ha... No i trzeba było spierdalać, to był jedyny raz, kiedy udało mi się uciec. - cały czas się śmiał. Nagle wtrącił się Duff.
Bo to ciota, nigdy mu się nie udaje uciec, nie to co mi... - odpowiedział i zaleciało zapachem wódki. Axl go odsunął.
- Mhm, odważny jesteś - zwróciłam się do McKgan'a, aby podbudować jego samoocenę.
- No wiadomo, wiesz jestem z Seattle, a tam trzeba dupy sobie samemu bronić, nie? - Duff spojrzał na mnie z dumą, a Axl znowu go odepchnął.
Dobra, kurwa super, daj mi skończyć... - wywrócił oczami i objął mnie ponowie swoim ramieniem. - No... zacząłem biec przed siebie, nie wiedziałem, gdzie iść, do domu, ten pierdolony ojczym, z drugiej strony nie było wyjścia, miałem ze sobą walizkę, bo złapali mnie na kradzieży jakiejś chujowej koszulki, no to ja dawaj do Stradlin'a i spierdalamy do LA... - zaśmiał się.
- Wow, zajebiście - uśmiechnęłam się.
- Ja bym to zrobił lepiej - wtrącił się po raz trzeci Duff i pociągnął z butelki duży łyk Daniels'a.
- Kurwa! W
ypierdalaj McKagan, alkoholiku pieprzony! - wkurwił się Axl i odepchnął go. A Duff obraził się i odszedł.

Slash
Jessica zapoznała się z tym gnojkiem Tommy'm. Cóż, gość nie dorasta mi do pięt, to jest potwierdzone. Ale nie mogłem dłużej patrzeć, jak ta ciota podpierdala mi dziewczynę. Co prawda jeszcze nie była moja, ale chuj tam.
- Ej! Jessy chodź rozpalimy bardziej ognisko! - odrzekłem z uśmiechem na twarzy.
- Mhm, okej... Jasne, chodź - była już trochę pijana, więc nie chciałem robić żadnych niestosownych ruchów.
Wstałem z tego śmietnika, otrzepałem sobie jeansy z piachu i spojrzałem wokół. Axl bajerował tą Maggie. Niech mu będzie. Pobiegłem do gasnącego już prawie płomienia ognia. Zacząłem tam wrzucać wszystko co mi wpadło w ręce. Puste paczki po Marlboro, jakieś odklejone etykietki od butelek.
- Ej, a co się stanie jak się wleje wódkę do ognia? - Jessy spojrzała na mnie niewinnie i wskazała na stos pustych butelek po Danielsie i Beam'ie.
- Nie wiem kurwa, ale będzie zajebiście - ucieszył mnie ten pomysł. Pewnie dlatego, że byłem najebany, a ona taka śliczna, wrzuciłem jedną z butelek do ognia.
Jessica lekko się przestraszyła i odskoczyła na bok, zasłaniając dłońmi oczy.
- Jezu pajacu! Żartowałam no! - krzyknęła, śmiejąc się.

Nagle tą wyjebistą chwilę, przerwał naćpany Adler. Uwielbiam tego człowieka, ale on nie ma wyczucia czasu w ogóle.
- Saul! Saul! Chodź się pokąpiemy w tej sadzawce! - przebiegł obok mnie, tak szybko, że mignęła mi tylko jego fryzura. W biegu zrzucił z siebie koszulkę i wpadł do wody, potykając się o stertę puszek po piwie.
- Hahaha! - Jessy i ja wybuchliśmy głośnym śmiechem, a Steven'a jakoś to nie obchodziło. Pływał w te i z powrotem jak mały samochodzik po ulicy.
- Idziesz Jessica? - spojrzałem na nią z zainteresowaniem i zdjąłem z siebie koszulę. Jessy przejrzała mnie wzrokiem i uśmiechnęła się. To chyba dobry znak.
- Jeszcze pytasz! - bardzo ją ucieszyła ta propozycja i zrzuciła z siebie czarną ramoneskę.
Jessica weszła na brzeg tego małego jeziorka i dotknęła nogą wody.
- Jaka cholernie zimna! - zatrzęsła się i siadła na ochładzającym się stopniowo piasku.
- Spokojnie, możesz się we mnie wtulić to będzie ci cieplej - rozłożyłem ręce w jej stronę i uśmiechnąłem się. Ona się zaśmiała i przytuliła do mnie. Jeszcze bardziej nie miałem po pijaku zajebistszej sytuacji.
- Dziękuje - Jessy zaczęła bawić się moimi włosami, a ja wziąłem ją na ręce i wszedłem do wody. 




 
To na tyle! Czekam na wasze opinie c:
 
 


niedziela, 27 kwietnia 2014

Część 2

Maggie
- Hej Maggie, moglibyśmy porozmawiać? - to był głos Sebastiana. Cóż, odwróciłam się i zaczęłam rozmowę. - Chciałem cię przeprosić Magg, nie powinienem się tak zachowywać, zresztą wiesz jaki jestem... - odgarnął włosy i czekał na moją odpowiedź.
- Też cię przepraszam... Nie jesteś takim strasznym pojebem - lekko się uśmiechnęłam.
- Cieszę się - Seba zaśmiał się, a ja na brzuchu i ramionach poczułam chłód sierpniowego wiatru.
Resztę tego wieczoru spędziliśmy na plaży, pijąc jakieś tanie wino i leżąc na piasku. Nie codzienny widok.
Następnego dnia obudził mnie również głos siostry. Całe szczęście znajdowałyśmy się w naszym mieszkaniu.
- Ktoś mnie wołał? - zapytałam, wstając z twardej podłogi. Zdarzało się niestety że ta drewniana powierzchnia była moim łóżkiem po imprezach.
Nagle spod Jessicii wyłoniła się zaspana sylwetka Rachel'a. Serce mi prawie stanęło w piersi, kiedy przez myśl przeszło mi, że mogłyśmy przespać się z najlepszymi przyjaciółmi.
- Co wy tak wrzeszczycie z samego rana... - Bolan niestety trochę się pomylił. Było już wpół do dwunastej, a my ciągle spaliśmy.
- Czemu ty śpisz pode mną? - Jessica z niedowierzaniem odwróciła się w stronę Rachel'a i gdyby stała, nogi by się pod nią ugięły.
James sam nie znał odpowiedzi na to pytanie. Chyba nikt z nas nie znał.
- Czy wy tak musicie kurwa nawijać z rana? - tym razem kolejne durne pytanie zadał Seba, wyłaniając się zza moich pleców cały potargany. Czyżby urwał nam się film?
Wkradła się w tym momencie grobowa cisza. Każdy patrzył na siebie z myślą, że wyczyta cokolwiek z oczu drugiej osoby.
- Ej teraz mnie olśniło! - krzyknęłam, patrząc z uciechą na resztę. - Jesteśmy ubrani, więc bez podejrzeń! - dodałam.
Zapaliłam papierosa i otworzyłam okno. W całym mieszkaniu dosłownie chyba coś zdechło.
- A wygodne ci się spało? - zagadnął Rachel Jessy.
- Nawet nie narzekam... Ale kurwa przestań tak pakować, bo spanie na kamieniu mi nie sprzyja- odpowiedziała Jess i usiadła na skrawku łóżka, przeczesując włosy palcami.
- Dobra ja się zwijam... - rzuciłam Sebastianowi klucze od naszego mieszkania. - Zamknijcie i włóżcie pod wycieraczkę - uśmiechnęłam się szeroko i zakładając przetartą kurtkę dżinsową, wyszłam z mieszkania. - Do miłego...
Tuż za mną wybiegła siostra ze zdenerwowaniem, że nigdy na nią nie czekam. W sumie ona też mogłaby się pospieszyć.
- To co robimy, hm? - zapytałam, spoglądając na siostrę z uśmiechem.
- Idziemy na Sunset! - oznajmiła dość radosnym głosem.
Jak Jessica zarządziła tak zrobiłyśmy. Siadłyśmy na niedużym, murowanym murku i nuciłyśmy "Satisfaction" Stonesów. 


I can't get no satisfaction
I can't get no satisfaction
Cause I try and I try and I try and I try
I can't get no, I can't get no

Kiedy my nieświadome, że w Los Angeles też mieszka ktoś poza nami, ten glamrockowy zespół roznosił ulotki i przylepiał plakaty z dzisiejszym koncertem.
- O, patrz dzisiaj ten koncert... Idziemy? - spojrzałam na siostrę, która wkręciła się niesamowicie i zaśpiewała cały utwór.
- Jeśli nie mamy żadnych planów...
- Jakie plany?! Błagam cię - parsknęłam śmiechem.
W tym właśnie czasie nieopodal nas podjechał policyjny radiowóz. Była to zupełna codzienność dla tej dzielnicy. Jak nie łapali dilerów to złodziei. Dwóch policjantów wyszło z auta i udało się do pobliskiego baru.
- Wow... Kurwa, znowu kogoś złapali - moją siostrę to zbytnio nie przejęło. Przez chwilę przyjrzała się zakutemu w kajdanki mężczyźnie i zapaliła papierosa.
- Znasz go? - zapytałam.
- Kojarzę tego rudzielca... Kręci się tu czasem na Sunset w tą i w tą... - Jessy wypuściła dym i oparła się jedną ręką o murek.
- Przystojniak... - wychyliłam się zza sylwetki siostry i uśmiechnęłam się w stronę chłopaka. Rudzielec odwzajemnił mi uśmiech i pokręcił głową ze zdenerwowaniem.
- Co ty robisz - Jessica spojrzała na mnie ze zdziwioną miną.
- O, jaki ma uroczy uśmiech... Trzeba mu jakoś pomóc... - zastanowiłam się przez chwilę, a Jess nadal patrzyła na mnie z lekko otwartą buzią. - Siostrzyczko, zamknij buzię, bo ci mucha wpadnie - zaśmiałam się i nagle mnie olśniło. Poprawiłam włosy i pociągnęłam za sobą siostrę. - Em... Przepraszam panie władzo co się tu dzieje? - podeszłam do policjanta i założyłam ręce.
- Pan Rose znowu się awanturował w barze... Posiedzi sobie 48 godzin to mu przejdzie - na twarzy postarzałego policjanta wymalował się złośliwy uśmiech.
- Ale... My jutro bierzemy ślub, no i ma go nie być?! - czasem myślałam, żeby nie zostać aktorką.
Był to mężczyzna w podeszłym wieku i chyba miał trochę więcej serca niż ci młodsi policjanci. Rozkuł rudego i życzył nam wszystkiego dobrego na nowej drodze życia oraz ostrzegł, że następnym razem nie będzie miał tyle szczęścia.
- Laska, wielkie dzięki! - Rudy był jednoznacznie w szoku. - Gdzie moje maniery... Jestem William - lekko cmoknął mnie rękę i spojrzał w oczy. Że z niego taki dżentelmen to nie pomyślałam.
- Daj spokój - lekko się zarumieniłam. - Maggie, a to siostra Jessica... Będzie dzisiaj tutaj koncert... Wpadniesz? - spojrzałam na niego. Cholera, no przystojny był.
- No jasne... Mam tam kumpli... Chodźcie odwdzięczę się jakimś drinkiem... - wskazał na klub,
 po czym we trójkę weszliśmy do środka.
- To ty nie skuty i nie w pierdlu? - szatyn w ciemnych okularach, spojrzał na rudzielca z podziwem.
- Nie, właśnie nie tym razem... A to moje wybawczynie... Maggie udawała moją narzeczoną i mnie puścił - jego samego przyprawiło to o śmiech. Jessica to w ogóle była w szoku, nie wiedziała co się dzieje.
- Naprawdę współczuję narzeczonego - szatyn wyciągnął do mnie rękę i później przywitał się też z Jessicą. - Jeffrey Izzy Stradlin Isbell - ciężko odetchnął. - Ale mówcie po prostu Izzy - zaśmiał się sam z siebie.
Izzy szturchnął łokciem w ramię siedzącego obok blondyna, który wlepił wzrok w kant stołu.
- Aa... Jestem Duff - uśmiechnął się przyjaźnie.
Po chwili przyszedł William z dwoma szklankami whisky.
- Wasze zdrowie! - powiedział z uśmiechem i stuknął z nami szklankami.

Jessica
Muszę przyznać, że po paru godzinach odpłynęliśmy.
- Zdrowie mojej narzeczonej! - krzyknął nachalny w trzy dupy William i stuknął kieliszkiem z Izzy'm. Maggie to najwidoczniej pochlebiało, bo siedziała cała rozpromieniona i zaptrzona w niego jak w obrazek.
- Dobra, ale mieliśmy szukać bębniarza i gitarzysty, a upiliśmy się chyba po raz setny - Izzy z gracją poprawił czarny beret.
- Teraz? - Duff zapytał z widoczną niechęcią.
Nagle poczułam jak ktoś walnął w moje krzesło. Normalnie aż podskoczyłam.
- Ja pieprzę... Przepraszam - uspokoił mnie pewien Mulat, pochylając się nade mną. Poczułam jak jego loki połaskotały mnie w odkryte ramiona.
- A nie spokojnie... Nawet nic nie poczułam - chuj, że podskoczyłam prawie dwa metry nad ziemią. Nie no przesadziłam.
Kiedy Mulat chciał odejść od stolika, usłyszał kłótnie nachlanego Izzy'ego i Duff'a.
- Skąd ja ci wezmę od tak gitarzystę?! - wykłócał się Duff.
- Sympatyczny kolego... Tak się składa, że gram na gitarze od dzieciństwa - podrapał się po karku i spojrzał na nich dość nieśmiało.
- No i nareszcie człowiek gadający z sensem! - Izzy'emu ewidentnie się to spodobało i po paru krótkich chwilach całe przyszłe Guns N' Roses siedziało przy jednym stoliku. Był to następny powód do oblewania, a że my siedziałyśmy z nimi, to nas to nie ominęło.
- No ale co będzie z nazwą? - zagadnął jeszcze trzeźwo myślący pan McKagan. - Tylko bez imion swoich byłych, proszę...
- My jesteśmy w tym dobre! - krzyknęła nagle Maggie, przerywając rozmowę jej i Axl'a. - Ty masz Rose na nazwisko? - zapytała, zwracając się do William'a.
- Mhm...
- No to mamy! Roses... Co jeszcze - zamyśliła się.
- Czekaj... No bo mi się kojarzycie z czymś niebezpiecznym... Może Pistolety? - spojrzałam na siostrę, a ta energiczne podniosła głowę.
- GUNS AND ROSES!  Niesamowite! - ucieszyła się i zerknęła na każdego członka powstałego zespołu.
Nikt nie miał nic przeciwko, wręcz przeciwnie. Każdemu spodobała się nazwa, a William od tej pory był Axl'em Rose. W sumie pasuje. 
Tak zakończył się ten dzień i tak powstał Najniebezpieczniejszy Zespół Świata - Guns N' Roses.

Zostawcie po sobie jakiś ślad w formie komentarza jeśli się podoba! Z góry dziękuje że czytacie :)



sobota, 26 kwietnia 2014

Część 1

               Słońce w Los Angeles było oznaką pięknego dnia. Dzisiaj jego promienie wpadały do okien śpiących mieszkańców miasta. Jeden z nich oświetlił przybrudzone okno starej kamienicy na przedmieściach Miasta Aniołów. 

Maggie
- Maggie... O, tutaj jesteś... Wstawaj mała - te słowa zabrzmiały jak kubeł zimnej wody. Wypowiedziała je nie kto inny jak moja siostra, która obudziła się zwalczyć kaca.
- Tak już... - odparłam z wielką niechęcią, prostując nogi w kolanach. Przetarłam ociężale oczy i ruszyłam do małej kuchni. - Trzeba się ogarnąć... Chyba pójdę na miasto, idziesz ze mną? - podniosłam głos, słysząc kręcącą się Jessy po salonie.
- No pewnie... Czemu nie - uśmiechnęła się i siadła przy niewielkim stoliku na wprost telewizora. - Kurwa! - krzyknęła, zakrywając dłońmi uszy, gdy usłyszała głośny dźwięk dzwonka do drzwi. - To na pewno ten psychiczny listonosz - dodała z oburzeniem.
- To pójdę otworzyć - rzekłam obojętnie i ruszyłam do drzwi. 
Otworzyłam je z cichym skrzypnięciem. Nikogo tam nie było. Nagle zza otwartych drzwi wyskoczyli Seba i Rachel, wrzeszcząc ich przysłowiowe "BUU!". W końcu nie pierwszy raz dałam się w to wkręcić. 
- Boże, co za idioci - wywróciłam oczami i wpuściłam ich do środka. 
- Co się stało? - spytała Jessica.
- O... Daj spokój Magg, nie chmurz się - poczułam jego chude ramię Seby obejmujące mnie w pasie. 
- A nie nic! - odpowiedział Jessice Rachel. - Hej mała! - jak to zawsze podszedł do niej i lekko cmoknął w policzek. Jednak był to jedynie przyjaciel.
- Idioto, mam kaca! Choć raz mógłbyś odpuścić sobie te głupie żarty! - ból głowy nieznośnie mi dokuczał, to dlatego niepotrzebnie się uniosłam.
- No przepraszam... - Seba udając przejętego spuścił głowę w dół, po czym energicznie podniósł. - Ale wybaczysz mi? - szeroko się uśmiechnął.
- Dobra, dobra... - machnęłam na to ręką. - Zaraz idziemy na miasto, wy z nami? - spojrzałam na dwójkę gości.
- Jeszcze pytasz! A gdzie? - zainteresował się Seba.
- Nie wiem... Byle gdzie... Najpierw do Troubadour'a, bo muszę spałcić te wszystkie kreski... - zarzuciłam dżinsową kurtkę na plecy i kiwnęłam do reszty.
Tym oto sposobem znaleźliśmy się na zewnątrz, niedaleko Sunset Strip. Weszliśmy do klubu i zajęliśmy miejsca przy barze na wysokich krzesłach. 
- Hej Jason! - zawołałam do zaprzyjaźnionego kelnera. No, przynajmniej ja go znałam, czy on mnie też? Możliwe. - Mam kasę za zeszyt! - rzuciłam mu studolarówkę na blat i uśmiechnęłam się dumna ze swojego czynu. 
- Panna Wiecznie Bez Kasy, spłaciła swój dług? Aż miło jak się ludzie nawracają, prawda? - spojrzał na banknot pod światło i otworzył kasę, starannie chowając go w środku. - A wy zapomnijcie o koncercie... - rzekł do jakiegoś mało mi znanego glamrockowca z burzą natapirowanych włosów.
- Spokojnie! Jaki koncert i kiedy? - zawsze się wtrącam, tam gdzie nie trzeba, ale wolałam uspokoić tą nieprzyjemną atmosferę. 
- A chcą zagrać koncert... Ale na to nikt nie przyjdzie - powiedział dość pewny siebie barman.
- A skąd to niby kurwa wiesz?! - krzyknął, lekko już zbulwersowany, młody muzyk.
- Ej, ej no właśnie... Nic nie wiadomo... Zresztą spróbować można - wzruszyłam ramionami i oparła rękę o blat.
- Dobra... Macie czas do jutra na zgromadzenie co najmniej 30 osób - odparł z niechęcią Jason i zakładając na ramię białą szmatkę, wyszedł na zaplecze.
- Dzięki, dziewczyno - rzucił nagle z ulgą glamrockowiec.
- Za co? Za koncert? E, tam... Daj spokój, nieznajomy chłopcze - parsknęłam śmiechem i odgarnęłam włosy.
- Jestem Nikki - przywitał się i puścił do mnie oczko.
- Maggie...
Jednym uchem wpadły mi szepty Jessicii i Rachel'a. 
- Ona zawsze miała branie - stwierdziła Jessy.
- A ty to nie? Nie pamiętasz napalonego Brandon'a z drużyny koszykówki? - zaśmiał się. 
Jessicę ewidentnie to zdziwiło, a Przybysz z Odległej Krainy, jakim był dla mnie glam, odszedł.
- Dobra, kompanio zwijamy się... - zerknęłam za przezroczyste drzwi, gdzie na zewnątrz palił Seba.
- No nareszcie - odrzekł Sebastian z niewidocznym uśmiechem, zdeptawszy papierosa. A tak naprawdę jego niewielki niedopałek. 
- Mogłeś wejść z nami - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z ciasnej kieszeni szortów szluga. W końcu od tego dziadostwa byłam uzależniona. I to na amen. 
Postanowiliśmy odwiedzić naszą ulubioną kawiarenkę. Hard Rock Cafe. Przyspieszyłam kroku i wyprzedziłam resztę.
- Co to za cioty wymuszały koncert w Troubadourze? - dogoniwszy mnie Seba, zapytał, śmiejąc się. 
- Jakiś Nikki... Nie kojarzę typka, ale nie wyglądał na groźnego... Glamrockowiec - powiedziałam dość obojętnie i wypuściłam dym z ust. 
- Pff... Glamrockowcy nie groźni?! - parsknął śmiechem. - Błagam cię, oni grają miłych, żeby laski im obciągnęły w klubowych łazienkach - dodał. 
- Nie poniżaj się Sebastian - rzekłam z dziwną stanowczością w głosie. - Teraz każdy, nawet wy wygląda jak glamrockowiec...
- Nie porównuj mnie do tych pedalsko umalowanych ciot! - krzyknął.
- To nie obrażaj kogoś kogo nie znasz... - spokojnie próbowałam zakończyć rozmowę.
- Ja pierdolę dziewczyno... Co się z tobą wyrabia - wywrócił oczami.
- Nic! Tylko ty zachowujesz się jak ostatni pojeb! - wtedy już wyszłam z siebie. Nie chciałam go urazić. Ale to słowa same leciały z ust.
- Ostatni pojeb! Dobra, wiesz co spierdalaj nie potrzebuję cię! - na tym nasza kłótnia się zakończyła, a ja wróciłam do mieszkania, oznajmiając Jessy, że spotkamy się za godzinę pod Whiskey A Go Go.

Jessica
Cholera, Seba i Maggie musieli się naprawdę nieźle zgryźć. Ale to nie pierwszy raz, zawsze się godzą po czymś takim. W tym czasie ja i Rachel ruszyliśmy we wcześniej ustalone miejsce.
- To co... Tradycyjnie capuccino i ciastko? - Rachel spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem i zamówił dwie takie same porcje.
Zajęliśmy nasz ulubiony stolik pod oknem.
- Nawet nie wiem o czym my mamy rozmawiać! Za często się spotykamy! - stwierdziłam i napiłam się ciepłej kawy. Samo mleko, nie kawa.
- Nic nie mów, pieprzyć to - oznajmił i zatopił swoje zęby w kremowym ciastku z truskawką na wierzchu.
Przesiedzieliśmy prawie pół godziny w totalnej ciszy, wsłuchując się jedynie w Rolling Stones albo w turkot tutejszych ciężarówek.
Po niecałych czterdziestu minutach pożegnałam się z Rachel'em i prędko ruszyłam na ustalone przeze mnie i Maggie miejsca na spotkanie. Zbliżała się szesnasta.
Zauważyłam siostrę jak w czarnej ramonesce opierała się o ścianę budynku Whiskey.
- Hej kochanie - Maggie przywitała mnie z matczyną czułością, rzekłabym. Lekko mnie przytuliła i spojrzała z tym swoim wymuszanym uśmiechem.
- Cześć siostrzyczko... - weszłyśmy w głąb klubu. - To co, zamawiamy coś, nie? - spytałam.
- Trochę dzisiaj cierpię przez kaca, więc może coś łagodniejszego - Maggie śmiesznie się skrzywiła i obie podeszłyśmy do baru. Ale tak czy tak zamówiłyśmy tradycyjnie whisky z lodem.
- Gdzie byłaś z Rachel'em? Bo jesteś ujebana w kącikach jakąś czekoladą - parsknęła śmiechem i białą serwetką otarła mi pozostałości po ciastku.
- Ale ze mnie cholerny brudas - zaśmiałam się ze swojej nieuwagi i napiłam się trunku.
- Przejdziemy się wieczorem na plażę, tam jest zawsze tak fajnie jak nie ma ludzi - rzekła pytająco Magg, uśmiechając się.
Cóż, zgodziłam się na tą propozycję, a w barze siedziałyśmy cały wieczór aż do dwudziestej. Potem wyszłyśmy i ruszyłyśmy na plażę.
Siadłyśmy na ostygającym piasku i wlepiłyśmy wzrok w rozpływające się na morzy słońce.
- Co my tu będziemy robić? - zapytałam.
- Siedzieć, myśleć, marzyć, kąpać się w zimnym morzu - Maggie zaśmiała się i wystawiła twarz do wiatru. - Nie no! Ja zapierdalam do wody! - jak powiedziała tak zrobiła. W biegu zrzuciła z siebie koszulkę i wskoczyła do morza.
W tym samym czasie poczułam jak ktoś składa pocałunek na moim policzku - to był Rachel. Zza niego wyłoniła się także sylwetka Bacha. Chciał porozmawiać z Maggie, która pijana bawiła się w wodzie. Oby się pogodzili.

To na tyle! Proszę o komentarze czy fajne czy nie. Część 2 postaram się wstawić jutro.