Jessica
Następnego dnia dziwnym trafem obudziłyśmy się w swoich łóżkach. Nie na podłodze, czy jak to bywało czasem w wannie. Przeciągnęłam się i rozejrzałam po pokoju. Jak zwykle zaatakował mnie kac, czego szczerze nie znosiłam. Złapałam się za bolącą głowę i udałam się po tabletkę. Gdy wróciłam miałam zamiar obudzić Maggie.
- Hej... - szturchnęłam ją lekko w ramię. - Wstawaj mała... - uśmiechnęłam się.
Maggie lekko przymrużyła oczy i spojrzała na mnie z chwalebnym uśmieszkiem.
- Witaj... Dzisiaj muszę być trzeźwa - ją też dopadł ten okropny ból. Co za koszmar.
- A to czemuż? Randkę masz? - moja podejrzliwość co do jej romansów z rockmenami nie zna granic, tak wiem.
- Hej... - szturchnęłam ją lekko w ramię. - Wstawaj mała... - uśmiechnęłam się.
Maggie lekko przymrużyła oczy i spojrzała na mnie z chwalebnym uśmieszkiem.
- Witaj... Dzisiaj muszę być trzeźwa - ją też dopadł ten okropny ból. Co za koszmar.
- A to czemuż? Randkę masz? - moja podejrzliwość co do jej romansów z rockmenami nie zna granic, tak wiem.
- Nie... Chcę, no... Dobrze wyglądać, a nie jak menel - w tym momencie wstała i do ręki wzięła kosmetyk zwany tuszem do rzęs.
- Aha... - zaśmiałam się, kpiąco patrząc na siostrę, nie dając po sobie poznać, że wiem o co chodzi. - Super...
Kiedy wyszłam do łazienki nieco się odświeżyć i zaznać zimnej kąpieli, zadzwonił dzwonek. "Seba i Rachel, bo któż by inny" pomyślałam, przeczesując włosy szczotką.
- Mam otworzyć? - usłyszałam krzyk z sypialni, po czym bez mojej odpowiedzi otwierające się drzwi wejściowe.
- Hej! - nie przeliczyłam się. Seba i Rachel wparowali nam do mieszkania, witając nas całusami w policzek. Nie wiem skąd narodziło się takie powitanie, ale już tak zostało.
- Co was sprowadza w ten... - Maggie zerknęła na ledwo trzymający się kalendarz. - Poniedziałkowy poranek?
- Ciekawość... Czemu was nie było w Roxy? - Sebastian spojrzał na nas obie. No tak! Miałyśmy być w Roxy, kiedy siedziałyśmy z Gunsami w Troubaudorze.
- Siedziałyśmy z nowo poznanym zespołem w Troubadorze - odrzekła Magg. Na razie nie wtrącając się w tą rozmowę, przyglądałam się im razem z James'em.
- Aha... Czyli poznałyście nowych kolegów, a starych ot tak pierdolicie? - spojrzał na Maggie ze stanowczością, a jego głos wyrażał się zbyt spokojnie jak na niego.
- Wyluzuj Bach, nie mówiliście o której mamy być w Roxy, a to z kim się spotykamy to chyba nasza sprawa, nie? - w końcu się wtrąciłam, bo doszło by do awantury.
- Pewnie i tak zabawiałeś się z jakąś dziwką na boku - cała Maggie. Parsknęła śmiechem i spojrzała pewna siebie na Bacha. Uwielbiała go irytować, denerwować, wkurzać, a wkurwiać to po prostu kochała. Mimo, że wszystkie te słowa znaczą praktycznie to samo.
- Znowu mi sugerujesz, że jestem dziwkarzem, tak?! Akurat wczoraj siedzieliśmy i jak idioci czekaliśmy, aż łaskawie zjawicie... - zaczął swój monolog już z lekko podniesionym głosem. - No, ale nie oczywiście, lepiej wystawić przyjaciół na lód... W końcu wiedzą jakie jesteście... - dokończył.
- Jaki ty kurwa jesteś podły, to się w głowie nie mieści - pokręciłam głową i wyszłam z salonu. Nie chciałam dłużej słuchać tych jego beznadziejnych żalów i nietrafnych oskarżeń. Działało mi to szczerze na nerwy.
Maggie
Jessica wyszła. I dobrze, już ja sobie poradzę z nim. - Pogódź się z tym, że poznaje nowych ludzi i sorry, ale nie mówiłeś, że mamy się spotkać w Roxy i o której... - wywróciłam zdenerwowana oczami i założyłam ręce.
- Pewnie zabawiałaś się z którymś gościem na boku... - zaczął mnie przedrzeźniać. Jeszcze go to bawiło.
- Tak? Niby ci tak strasznie na mnie zależy, a jesteś zwykłym egoistą... - zrobiło mi się naprawdę źle z tym, że go wcześniej obraziłam, ale mógłby tego nie zaczynać.
- Wiesz, co może to dlatego, że nie umiem wyrazić tego co czuję... - Seba odwrócił głowę i ewidentnie zrobiło mu się tak samo przykro jak mi. Nie dziwię się. Patowa sytuacja.
- No to sorry, nie licz na więcej... - spojrzałam na niego z ukrytą ironią.
- Kurwa... Wiesz co pewien gość miał rację, takie same charaktery nie mogą liczyć na więcej...
- Czyżby? To proszę bardzo, możesz wyjść i już więcej mnie nie zobaczyć, proszę droga wolna... - usiadłam na oparciu fotela, a oczy zaszkliły mi się łzami.
- Nie! Kurwa nie wyjdę! Jestem twoim przyjacielem... Nie chcę cię zostawić, choćby ta pieprzona przyjaźń trwała wiecznie!
Nic nie odpowiedziałam. Szybko otarłam jakąś maleńką łzę i wbiłam wzrok w podłogę.
- Jejku... Nie powiedziałem tego w złym... Kocham cię... Jako przyjaciel... I nie chcę się z tobą bez przerwy kłócić... - Bach stanął na przeciwko mnie i obserwował moją reakcję.
- Wiem... - nie czekając na dalsze rozwinięcie się tej nieprzyjemnej sytuacji, przytuliłam się do Seby. On jako tako nie protestował.
Godzinę później razem z Jessicą wybrałyśmy się na tzw. toksyczny spacer ulicami Sunset Strip. Czemu toksyczny? Bo tu od kogokolwiek za darmo możesz dostać wpierdol, zaćpać się pod jakimś starym budynkiem albo ochlać się zupełnie bez powodu.
- Ja pierdolę... Tu się zawsze musi coś dziać! - rzekła Jessy. I to był przykład dokładnie takiej sytuacji. Dwóch gości naparzało się przed klubem. I albo byli naćpani albo pijani.
Bez odpowiedzi odpaliłam papierosa i siadłyśmy na zimnym murku.
- Muszę znaleźć jakąś inną robotę... Za trzy dni skończy mi się urlop, a ja dłużej nie wyrobię z szefem dyktatorem - wypuściłam dym z ust.
- Spytaj Jason'a, może cię gdzieś wkręci - Jessica spojrzała na mnie i promiennie się uśmiechnęła.
- Wole jakąś robotę za dnia... Poszukam może do jakiegoś sklepu muzycznego albo coś... - wzrok powędrował na moje rozpadłe trampki. To z daleka było widać, że nie stać mnie nawet na parę butów.
Nagle razem z siostrą prawie spadłyśmy z murku. Zza naszych pleców ukazały się sylwetki dwóch blondynów, niskiego i wysokiego.
- Cześć Duff! Hej Steven! - odrzekłam z wyraźną poprawą humoru, gdyż ta praca mnie konkretnie zdołowała.
- Gdzie reszta? - zapytała również zadowolona Jessica.
- Tam! - Duff wskazał na grupkę rozmawiających członków zespołu.
- Gdzie się wybieracie? - zapytałam, patrząc na Steven'a.
- Tu i tam, wszędzie! Idziecie się z nami?!
- No jasne! - odkrzyknęłyśmy razem zgodnym chórem.
Zeskoczyłyśmy z murku i poszłyśmy w kierunku reszty zespołu. Moją uwagę jak zwykle przykuł Axl. Kurwa, a może się zakochałam? Pierdolę, nie prawda... Nie byłabym zdolna do czegoś takiego ta myśl zaowocowała szerokim uśmiechem na mojej twarzy. Do tej pory nie wiem czy była trafna.
- No dzień dobry! Jak tam u was? - William skupił swój wzrok w szczególności na mojej sylwetce.
Widziałam kątem oka, jak Slash przywitał się niepewnie z Jessy i tuż potem pogrążyli się w rozmowie na niesłyszany przeze mnie temat. Steven oznajmił, że przejdziemy się na tzw. ruiny. Były to zazwyczaj jakieś opuszczone domy, bez dachu, gdzie walały się stosy butelek po wszelakich trunkach i niedopałki papierosów.
- Wow! Zajebista szczota stary! - krzyknął McKagan, podchodząc do grupy punków i jednego z nich.
- Dzięki stary! Punks Not Dead! - nieznajomy przybił z Duff'em piątkę i ruszył przed siebie, szurając glanami po betonie.
Wszyscy na ten incydent zareagowali śmiechem, a Duff przyznał się, że sam mając piętnaście lat był punkowcem.
Po niecałym kwadransie doszliśmy na tą melinę. Zresztą każdy nazywał to jak chciał, bez różnicy.
- O, ale tu zajebiście! - może przesadziłam, ale była to melina na jakiejś górce, skąd był fajny widok. Usiadłam w jakimś kącie, gdzieniegdzie jeszcze białych ścian.
- Mała uważaj... - Axl podszedł do mnie i odsunął ode mnie odłamki szkła butelek.
Odwdzięczyłam mu się radosnym uśmiechem i zapaliłam papierosa.
- Gadałem wczoraj z Nikki'm i może do nas wpadnie... Zaraz - powiedział Duff, uśmiechając się.
- O! Nie mówiłeś że będą dziewczyny! - ucieszył się Steven. - Znaczy bez obrazy miłe panie - dodał, patrząc na mnie i na siostrę.
Duff ewidentnie to załamało.
- Nikki Sixx idioto! - krzyknął, na niczego nieświadomego Steven'a, co trochę ostudziło jego zapał.
- To co kurwa robimy? - Slash zajął sobie miejsce obok siedzącej Jessicii i odgarnął loki z twarzy.
- Ognisko! - odpowiedział Stevie z bananem na twarzy.
- Uciszcie go kurwa! Melanż... A co myślałeś? - rzekł Duff, przyglądając się Adler'owi ze zdziwieniem.
- Ja pieprzę, dopiero mi kac przeszedł - zaśmiałam się i zgasiłam papierosa o zabrudzoną podłogę. Jeśli to można było tak nazwać.
Wszyscy zareagowali na to śmiechem.
- A nie zapraszaliście jeszcze jakiś dziewczyn? - zagadnął Steven resztę.
- Mi wystarczy jedna... - Axl bez skrupułów objął mnie ramieniem i spojrzał na mnie ze swoją pewnością siebie.
Po jakimś niedługim czasie "impreza" się rozkręciła. Teraz Rudy poszedł gadać z jakimiś gośćmi. Nie mam pojęcia kto to był, więc poszłam siąść obok Jessy.
- Hej! Co tam u was? Wiecie, co bardzo was polubiłem. Zrobimy sobie braterstwo krwi? Bo tak naprawdę, to ja już mam z Saul'em, ale nie zaszkodziło by mieć jeszcze dwóch - Steven pojawił się z nikąd i zaczął napierdalać jak katarynka.
- Nie... Chyba nie chcemy mieć jeszcze więcej blizn - zaśmiałam się i spojrzałam na siostrę.
Steven'a to trochę zasmuciło i poszedł truć komuś innemu.
Później podszedł do mnie Axl i zaczął opowiadać jakąś wymyśloną historię.
- Ha ha... No i trzeba było spierdalać, to był jedyny raz, kiedy udało mi się uciec. - cały czas się śmiał. Nagle wtrącił się Duff.
- Bo to ciota, nigdy mu się nie udaje uciec, nie to co mi... - odpowiedział i zaleciało zapachem wódki. Axl go odsunął.
- Mhm, odważny jesteś - zwróciłam się do McKgan'a, aby podbudować jego samoocenę.
- No wiadomo, wiesz jestem z Seattle, a tam trzeba dupy sobie samemu bronić, nie? - Duff spojrzał na mnie z dumą, a Axl znowu go odepchnął.
- Dobra, kurwa super, daj mi skończyć... - wywrócił oczami i objął mnie ponowie swoim ramieniem. - No... zacząłem biec przed siebie, nie wiedziałem, gdzie iść, do domu, ten pierdolony ojczym, z drugiej strony nie było wyjścia, miałem ze sobą walizkę, bo złapali mnie na kradzieży jakiejś chujowej koszulki, no to ja dawaj do Stradlin'a i spierdalamy do LA... - zaśmiał się.
- Wow, zajebiście - uśmiechnęłam się.
- Ja bym to zrobił lepiej - wtrącił się po raz trzeci Duff i pociągnął z butelki duży łyk Daniels'a.
- Kurwa! Wypierdalaj McKagan, alkoholiku pieprzony! - wkurwił się Axl i odepchnął go. A Duff obraził się i odszedł.
Slash
Jessica zapoznała się z tym gnojkiem Tommy'm. Cóż, gość nie dorasta mi do pięt, to jest potwierdzone. Ale nie mogłem dłużej patrzeć, jak ta ciota podpierdala mi dziewczynę. Co prawda jeszcze nie była moja, ale chuj tam.
- Ej! Jessy chodź rozpalimy bardziej ognisko! - odrzekłem z uśmiechem na twarzy.
- Mhm, okej... Jasne, chodź - była już trochę pijana, więc nie chciałem robić żadnych niestosownych ruchów.
Wstałem z tego śmietnika, otrzepałem sobie jeansy z piachu i spojrzałem wokół. Axl bajerował tą Maggie. Niech mu będzie. Pobiegłem do gasnącego już prawie płomienia ognia. Zacząłem tam wrzucać wszystko co mi wpadło w ręce. Puste paczki po Marlboro, jakieś odklejone etykietki od butelek.
- Ej, a co się stanie jak się wleje wódkę do ognia? - Jessy spojrzała na mnie niewinnie i wskazała na stos pustych butelek po Danielsie i Beam'ie.
- Nie wiem kurwa, ale będzie zajebiście - ucieszył mnie ten pomysł. Pewnie dlatego, że byłem najebany, a ona taka śliczna, wrzuciłem jedną z butelek do ognia.
Jessica lekko się przestraszyła i odskoczyła na bok, zasłaniając dłońmi oczy.
- Jezu pajacu! Żartowałam no! - krzyknęła, śmiejąc się.
Nagle tą wyjebistą chwilę, przerwał naćpany Adler. Uwielbiam tego człowieka, ale on nie ma wyczucia czasu w ogóle.
- Saul! Saul! Chodź się pokąpiemy w tej sadzawce! - przebiegł obok mnie, tak szybko, że mignęła mi tylko jego fryzura. W biegu zrzucił z siebie koszulkę i wpadł do wody, potykając się o stertę puszek po piwie.
- Hahaha! - Jessy i ja wybuchliśmy głośnym śmiechem, a Steven'a jakoś to nie obchodziło. Pływał w te i z powrotem jak mały samochodzik po ulicy.
- Idziesz Jessica? - spojrzałem na nią z zainteresowaniem i zdjąłem z siebie koszulę. Jessy przejrzała mnie wzrokiem i uśmiechnęła się. To chyba dobry znak.
- Jeszcze pytasz! - bardzo ją ucieszyła ta propozycja i zrzuciła z siebie czarną ramoneskę.
Jessica weszła na brzeg tego małego jeziorka i dotknęła nogą wody.
- Jaka cholernie zimna! - zatrzęsła się i siadła na ochładzającym się stopniowo piasku.
- Spokojnie, możesz się we mnie wtulić to będzie ci cieplej - rozłożyłem ręce w jej stronę i uśmiechnąłem się. Ona się zaśmiała i przytuliła do mnie. Jeszcze bardziej nie miałem po pijaku zajebistszej sytuacji.
- Dziękuje - Jessy zaczęła bawić się moimi włosami, a ja wziąłem ją na ręce i wszedłem do wody.
- Aha... - zaśmiałam się, kpiąco patrząc na siostrę, nie dając po sobie poznać, że wiem o co chodzi. - Super...
Kiedy wyszłam do łazienki nieco się odświeżyć i zaznać zimnej kąpieli, zadzwonił dzwonek. "Seba i Rachel, bo któż by inny" pomyślałam, przeczesując włosy szczotką.
- Mam otworzyć? - usłyszałam krzyk z sypialni, po czym bez mojej odpowiedzi otwierające się drzwi wejściowe.
- Hej! - nie przeliczyłam się. Seba i Rachel wparowali nam do mieszkania, witając nas całusami w policzek. Nie wiem skąd narodziło się takie powitanie, ale już tak zostało.
- Co was sprowadza w ten... - Maggie zerknęła na ledwo trzymający się kalendarz. - Poniedziałkowy poranek?
- Ciekawość... Czemu was nie było w Roxy? - Sebastian spojrzał na nas obie. No tak! Miałyśmy być w Roxy, kiedy siedziałyśmy z Gunsami w Troubaudorze.
- Siedziałyśmy z nowo poznanym zespołem w Troubadorze - odrzekła Magg. Na razie nie wtrącając się w tą rozmowę, przyglądałam się im razem z James'em.
- Aha... Czyli poznałyście nowych kolegów, a starych ot tak pierdolicie? - spojrzał na Maggie ze stanowczością, a jego głos wyrażał się zbyt spokojnie jak na niego.
- Wyluzuj Bach, nie mówiliście o której mamy być w Roxy, a to z kim się spotykamy to chyba nasza sprawa, nie? - w końcu się wtrąciłam, bo doszło by do awantury.
- Pewnie i tak zabawiałeś się z jakąś dziwką na boku - cała Maggie. Parsknęła śmiechem i spojrzała pewna siebie na Bacha. Uwielbiała go irytować, denerwować, wkurzać, a wkurwiać to po prostu kochała. Mimo, że wszystkie te słowa znaczą praktycznie to samo.
- Znowu mi sugerujesz, że jestem dziwkarzem, tak?! Akurat wczoraj siedzieliśmy i jak idioci czekaliśmy, aż łaskawie zjawicie... - zaczął swój monolog już z lekko podniesionym głosem. - No, ale nie oczywiście, lepiej wystawić przyjaciół na lód... W końcu wiedzą jakie jesteście... - dokończył.
- Jaki ty kurwa jesteś podły, to się w głowie nie mieści - pokręciłam głową i wyszłam z salonu. Nie chciałam dłużej słuchać tych jego beznadziejnych żalów i nietrafnych oskarżeń. Działało mi to szczerze na nerwy.
Maggie
Jessica wyszła. I dobrze, już ja sobie poradzę z nim. - Pogódź się z tym, że poznaje nowych ludzi i sorry, ale nie mówiłeś, że mamy się spotkać w Roxy i o której... - wywróciłam zdenerwowana oczami i założyłam ręce.
- Pewnie zabawiałaś się z którymś gościem na boku... - zaczął mnie przedrzeźniać. Jeszcze go to bawiło.
- Tak? Niby ci tak strasznie na mnie zależy, a jesteś zwykłym egoistą... - zrobiło mi się naprawdę źle z tym, że go wcześniej obraziłam, ale mógłby tego nie zaczynać.
- Wiesz, co może to dlatego, że nie umiem wyrazić tego co czuję... - Seba odwrócił głowę i ewidentnie zrobiło mu się tak samo przykro jak mi. Nie dziwię się. Patowa sytuacja.
- No to sorry, nie licz na więcej... - spojrzałam na niego z ukrytą ironią.
- Kurwa... Wiesz co pewien gość miał rację, takie same charaktery nie mogą liczyć na więcej...
- Czyżby? To proszę bardzo, możesz wyjść i już więcej mnie nie zobaczyć, proszę droga wolna... - usiadłam na oparciu fotela, a oczy zaszkliły mi się łzami.
- Nie! Kurwa nie wyjdę! Jestem twoim przyjacielem... Nie chcę cię zostawić, choćby ta pieprzona przyjaźń trwała wiecznie!
Nic nie odpowiedziałam. Szybko otarłam jakąś maleńką łzę i wbiłam wzrok w podłogę.
- Jejku... Nie powiedziałem tego w złym... Kocham cię... Jako przyjaciel... I nie chcę się z tobą bez przerwy kłócić... - Bach stanął na przeciwko mnie i obserwował moją reakcję.
- Wiem... - nie czekając na dalsze rozwinięcie się tej nieprzyjemnej sytuacji, przytuliłam się do Seby. On jako tako nie protestował.
Godzinę później razem z Jessicą wybrałyśmy się na tzw. toksyczny spacer ulicami Sunset Strip. Czemu toksyczny? Bo tu od kogokolwiek za darmo możesz dostać wpierdol, zaćpać się pod jakimś starym budynkiem albo ochlać się zupełnie bez powodu.
- Ja pierdolę... Tu się zawsze musi coś dziać! - rzekła Jessy. I to był przykład dokładnie takiej sytuacji. Dwóch gości naparzało się przed klubem. I albo byli naćpani albo pijani.
Bez odpowiedzi odpaliłam papierosa i siadłyśmy na zimnym murku.
- Muszę znaleźć jakąś inną robotę... Za trzy dni skończy mi się urlop, a ja dłużej nie wyrobię z szefem dyktatorem - wypuściłam dym z ust.
- Spytaj Jason'a, może cię gdzieś wkręci - Jessica spojrzała na mnie i promiennie się uśmiechnęła.
- Wole jakąś robotę za dnia... Poszukam może do jakiegoś sklepu muzycznego albo coś... - wzrok powędrował na moje rozpadłe trampki. To z daleka było widać, że nie stać mnie nawet na parę butów.
Nagle razem z siostrą prawie spadłyśmy z murku. Zza naszych pleców ukazały się sylwetki dwóch blondynów, niskiego i wysokiego.
- Cześć Duff! Hej Steven! - odrzekłam z wyraźną poprawą humoru, gdyż ta praca mnie konkretnie zdołowała.
- Gdzie reszta? - zapytała również zadowolona Jessica.
- Tam! - Duff wskazał na grupkę rozmawiających członków zespołu.
- Gdzie się wybieracie? - zapytałam, patrząc na Steven'a.
- Tu i tam, wszędzie! Idziecie się z nami?!
- No jasne! - odkrzyknęłyśmy razem zgodnym chórem.
Zeskoczyłyśmy z murku i poszłyśmy w kierunku reszty zespołu. Moją uwagę jak zwykle przykuł Axl. Kurwa, a może się zakochałam? Pierdolę, nie prawda... Nie byłabym zdolna do czegoś takiego ta myśl zaowocowała szerokim uśmiechem na mojej twarzy. Do tej pory nie wiem czy była trafna.
- No dzień dobry! Jak tam u was? - William skupił swój wzrok w szczególności na mojej sylwetce.
Widziałam kątem oka, jak Slash przywitał się niepewnie z Jessy i tuż potem pogrążyli się w rozmowie na niesłyszany przeze mnie temat. Steven oznajmił, że przejdziemy się na tzw. ruiny. Były to zazwyczaj jakieś opuszczone domy, bez dachu, gdzie walały się stosy butelek po wszelakich trunkach i niedopałki papierosów.
- Wow! Zajebista szczota stary! - krzyknął McKagan, podchodząc do grupy punków i jednego z nich.
- Dzięki stary! Punks Not Dead! - nieznajomy przybił z Duff'em piątkę i ruszył przed siebie, szurając glanami po betonie.
Wszyscy na ten incydent zareagowali śmiechem, a Duff przyznał się, że sam mając piętnaście lat był punkowcem.
Po niecałym kwadransie doszliśmy na tą melinę. Zresztą każdy nazywał to jak chciał, bez różnicy.
- O, ale tu zajebiście! - może przesadziłam, ale była to melina na jakiejś górce, skąd był fajny widok. Usiadłam w jakimś kącie, gdzieniegdzie jeszcze białych ścian.
- Mała uważaj... - Axl podszedł do mnie i odsunął ode mnie odłamki szkła butelek.
Odwdzięczyłam mu się radosnym uśmiechem i zapaliłam papierosa.
- Gadałem wczoraj z Nikki'm i może do nas wpadnie... Zaraz - powiedział Duff, uśmiechając się.
- O! Nie mówiłeś że będą dziewczyny! - ucieszył się Steven. - Znaczy bez obrazy miłe panie - dodał, patrząc na mnie i na siostrę.
Duff ewidentnie to załamało.
- Nikki Sixx idioto! - krzyknął, na niczego nieświadomego Steven'a, co trochę ostudziło jego zapał.
- To co kurwa robimy? - Slash zajął sobie miejsce obok siedzącej Jessicii i odgarnął loki z twarzy.
- Ognisko! - odpowiedział Stevie z bananem na twarzy.
- Uciszcie go kurwa! Melanż... A co myślałeś? - rzekł Duff, przyglądając się Adler'owi ze zdziwieniem.
- Ja pieprzę, dopiero mi kac przeszedł - zaśmiałam się i zgasiłam papierosa o zabrudzoną podłogę. Jeśli to można było tak nazwać.
Wszyscy zareagowali na to śmiechem.
- A nie zapraszaliście jeszcze jakiś dziewczyn? - zagadnął Steven resztę.
- Mi wystarczy jedna... - Axl bez skrupułów objął mnie ramieniem i spojrzał na mnie ze swoją pewnością siebie.
Po jakimś niedługim czasie "impreza" się rozkręciła. Teraz Rudy poszedł gadać z jakimiś gośćmi. Nie mam pojęcia kto to był, więc poszłam siąść obok Jessy.
- Hej! Co tam u was? Wiecie, co bardzo was polubiłem. Zrobimy sobie braterstwo krwi? Bo tak naprawdę, to ja już mam z Saul'em, ale nie zaszkodziło by mieć jeszcze dwóch - Steven pojawił się z nikąd i zaczął napierdalać jak katarynka.
- Nie... Chyba nie chcemy mieć jeszcze więcej blizn - zaśmiałam się i spojrzałam na siostrę.
Steven'a to trochę zasmuciło i poszedł truć komuś innemu.
Później podszedł do mnie Axl i zaczął opowiadać jakąś wymyśloną historię.
- Ha ha... No i trzeba było spierdalać, to był jedyny raz, kiedy udało mi się uciec. - cały czas się śmiał. Nagle wtrącił się Duff.
- Bo to ciota, nigdy mu się nie udaje uciec, nie to co mi... - odpowiedział i zaleciało zapachem wódki. Axl go odsunął.
- Mhm, odważny jesteś - zwróciłam się do McKgan'a, aby podbudować jego samoocenę.
- No wiadomo, wiesz jestem z Seattle, a tam trzeba dupy sobie samemu bronić, nie? - Duff spojrzał na mnie z dumą, a Axl znowu go odepchnął.
- Dobra, kurwa super, daj mi skończyć... - wywrócił oczami i objął mnie ponowie swoim ramieniem. - No... zacząłem biec przed siebie, nie wiedziałem, gdzie iść, do domu, ten pierdolony ojczym, z drugiej strony nie było wyjścia, miałem ze sobą walizkę, bo złapali mnie na kradzieży jakiejś chujowej koszulki, no to ja dawaj do Stradlin'a i spierdalamy do LA... - zaśmiał się.
- Wow, zajebiście - uśmiechnęłam się.
- Ja bym to zrobił lepiej - wtrącił się po raz trzeci Duff i pociągnął z butelki duży łyk Daniels'a.
- Kurwa! Wypierdalaj McKagan, alkoholiku pieprzony! - wkurwił się Axl i odepchnął go. A Duff obraził się i odszedł.
Slash
Jessica zapoznała się z tym gnojkiem Tommy'm. Cóż, gość nie dorasta mi do pięt, to jest potwierdzone. Ale nie mogłem dłużej patrzeć, jak ta ciota podpierdala mi dziewczynę. Co prawda jeszcze nie była moja, ale chuj tam.
- Ej! Jessy chodź rozpalimy bardziej ognisko! - odrzekłem z uśmiechem na twarzy.
- Mhm, okej... Jasne, chodź - była już trochę pijana, więc nie chciałem robić żadnych niestosownych ruchów.
Wstałem z tego śmietnika, otrzepałem sobie jeansy z piachu i spojrzałem wokół. Axl bajerował tą Maggie. Niech mu będzie. Pobiegłem do gasnącego już prawie płomienia ognia. Zacząłem tam wrzucać wszystko co mi wpadło w ręce. Puste paczki po Marlboro, jakieś odklejone etykietki od butelek.
- Ej, a co się stanie jak się wleje wódkę do ognia? - Jessy spojrzała na mnie niewinnie i wskazała na stos pustych butelek po Danielsie i Beam'ie.
- Nie wiem kurwa, ale będzie zajebiście - ucieszył mnie ten pomysł. Pewnie dlatego, że byłem najebany, a ona taka śliczna, wrzuciłem jedną z butelek do ognia.
Jessica lekko się przestraszyła i odskoczyła na bok, zasłaniając dłońmi oczy.
- Jezu pajacu! Żartowałam no! - krzyknęła, śmiejąc się.
Nagle tą wyjebistą chwilę, przerwał naćpany Adler. Uwielbiam tego człowieka, ale on nie ma wyczucia czasu w ogóle.
- Saul! Saul! Chodź się pokąpiemy w tej sadzawce! - przebiegł obok mnie, tak szybko, że mignęła mi tylko jego fryzura. W biegu zrzucił z siebie koszulkę i wpadł do wody, potykając się o stertę puszek po piwie.
- Hahaha! - Jessy i ja wybuchliśmy głośnym śmiechem, a Steven'a jakoś to nie obchodziło. Pływał w te i z powrotem jak mały samochodzik po ulicy.
- Idziesz Jessica? - spojrzałem na nią z zainteresowaniem i zdjąłem z siebie koszulę. Jessy przejrzała mnie wzrokiem i uśmiechnęła się. To chyba dobry znak.
- Jeszcze pytasz! - bardzo ją ucieszyła ta propozycja i zrzuciła z siebie czarną ramoneskę.
Jessica weszła na brzeg tego małego jeziorka i dotknęła nogą wody.
- Jaka cholernie zimna! - zatrzęsła się i siadła na ochładzającym się stopniowo piasku.
- Spokojnie, możesz się we mnie wtulić to będzie ci cieplej - rozłożyłem ręce w jej stronę i uśmiechnąłem się. Ona się zaśmiała i przytuliła do mnie. Jeszcze bardziej nie miałem po pijaku zajebistszej sytuacji.
- Dziękuje - Jessy zaczęła bawić się moimi włosami, a ja wziąłem ją na ręce i wszedłem do wody.
To na tyle! Czekam na wasze opinie c:
Dziękuję za Dedyka :* Miło wiedzieć, że zmotywowałam Cię do napisania :D Odcinek Zajebisty. Czy mówiłam Ci już kiedyś, że z każdym odcinkiem idzie Ci coraz lepiej??? XD
OdpowiedzUsuń+ Miłej Majówki Diabełku ;3
Ależ nie ma za co :*
OdpowiedzUsuńMówiłaś i mnie to jeszcze bardziej motywuje + ty też piszesz zajebiście, muszę do Ciebie wpaść :3
I wzajemnie! c: