sobota, 26 kwietnia 2014

Część 1

               Słońce w Los Angeles było oznaką pięknego dnia. Dzisiaj jego promienie wpadały do okien śpiących mieszkańców miasta. Jeden z nich oświetlił przybrudzone okno starej kamienicy na przedmieściach Miasta Aniołów. 

Maggie
- Maggie... O, tutaj jesteś... Wstawaj mała - te słowa zabrzmiały jak kubeł zimnej wody. Wypowiedziała je nie kto inny jak moja siostra, która obudziła się zwalczyć kaca.
- Tak już... - odparłam z wielką niechęcią, prostując nogi w kolanach. Przetarłam ociężale oczy i ruszyłam do małej kuchni. - Trzeba się ogarnąć... Chyba pójdę na miasto, idziesz ze mną? - podniosłam głos, słysząc kręcącą się Jessy po salonie.
- No pewnie... Czemu nie - uśmiechnęła się i siadła przy niewielkim stoliku na wprost telewizora. - Kurwa! - krzyknęła, zakrywając dłońmi uszy, gdy usłyszała głośny dźwięk dzwonka do drzwi. - To na pewno ten psychiczny listonosz - dodała z oburzeniem.
- To pójdę otworzyć - rzekłam obojętnie i ruszyłam do drzwi. 
Otworzyłam je z cichym skrzypnięciem. Nikogo tam nie było. Nagle zza otwartych drzwi wyskoczyli Seba i Rachel, wrzeszcząc ich przysłowiowe "BUU!". W końcu nie pierwszy raz dałam się w to wkręcić. 
- Boże, co za idioci - wywróciłam oczami i wpuściłam ich do środka. 
- Co się stało? - spytała Jessica.
- O... Daj spokój Magg, nie chmurz się - poczułam jego chude ramię Seby obejmujące mnie w pasie. 
- A nie nic! - odpowiedział Jessice Rachel. - Hej mała! - jak to zawsze podszedł do niej i lekko cmoknął w policzek. Jednak był to jedynie przyjaciel.
- Idioto, mam kaca! Choć raz mógłbyś odpuścić sobie te głupie żarty! - ból głowy nieznośnie mi dokuczał, to dlatego niepotrzebnie się uniosłam.
- No przepraszam... - Seba udając przejętego spuścił głowę w dół, po czym energicznie podniósł. - Ale wybaczysz mi? - szeroko się uśmiechnął.
- Dobra, dobra... - machnęłam na to ręką. - Zaraz idziemy na miasto, wy z nami? - spojrzałam na dwójkę gości.
- Jeszcze pytasz! A gdzie? - zainteresował się Seba.
- Nie wiem... Byle gdzie... Najpierw do Troubadour'a, bo muszę spałcić te wszystkie kreski... - zarzuciłam dżinsową kurtkę na plecy i kiwnęłam do reszty.
Tym oto sposobem znaleźliśmy się na zewnątrz, niedaleko Sunset Strip. Weszliśmy do klubu i zajęliśmy miejsca przy barze na wysokich krzesłach. 
- Hej Jason! - zawołałam do zaprzyjaźnionego kelnera. No, przynajmniej ja go znałam, czy on mnie też? Możliwe. - Mam kasę za zeszyt! - rzuciłam mu studolarówkę na blat i uśmiechnęłam się dumna ze swojego czynu. 
- Panna Wiecznie Bez Kasy, spłaciła swój dług? Aż miło jak się ludzie nawracają, prawda? - spojrzał na banknot pod światło i otworzył kasę, starannie chowając go w środku. - A wy zapomnijcie o koncercie... - rzekł do jakiegoś mało mi znanego glamrockowca z burzą natapirowanych włosów.
- Spokojnie! Jaki koncert i kiedy? - zawsze się wtrącam, tam gdzie nie trzeba, ale wolałam uspokoić tą nieprzyjemną atmosferę. 
- A chcą zagrać koncert... Ale na to nikt nie przyjdzie - powiedział dość pewny siebie barman.
- A skąd to niby kurwa wiesz?! - krzyknął, lekko już zbulwersowany, młody muzyk.
- Ej, ej no właśnie... Nic nie wiadomo... Zresztą spróbować można - wzruszyłam ramionami i oparła rękę o blat.
- Dobra... Macie czas do jutra na zgromadzenie co najmniej 30 osób - odparł z niechęcią Jason i zakładając na ramię białą szmatkę, wyszedł na zaplecze.
- Dzięki, dziewczyno - rzucił nagle z ulgą glamrockowiec.
- Za co? Za koncert? E, tam... Daj spokój, nieznajomy chłopcze - parsknęłam śmiechem i odgarnęłam włosy.
- Jestem Nikki - przywitał się i puścił do mnie oczko.
- Maggie...
Jednym uchem wpadły mi szepty Jessicii i Rachel'a. 
- Ona zawsze miała branie - stwierdziła Jessy.
- A ty to nie? Nie pamiętasz napalonego Brandon'a z drużyny koszykówki? - zaśmiał się. 
Jessicę ewidentnie to zdziwiło, a Przybysz z Odległej Krainy, jakim był dla mnie glam, odszedł.
- Dobra, kompanio zwijamy się... - zerknęłam za przezroczyste drzwi, gdzie na zewnątrz palił Seba.
- No nareszcie - odrzekł Sebastian z niewidocznym uśmiechem, zdeptawszy papierosa. A tak naprawdę jego niewielki niedopałek. 
- Mogłeś wejść z nami - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z ciasnej kieszeni szortów szluga. W końcu od tego dziadostwa byłam uzależniona. I to na amen. 
Postanowiliśmy odwiedzić naszą ulubioną kawiarenkę. Hard Rock Cafe. Przyspieszyłam kroku i wyprzedziłam resztę.
- Co to za cioty wymuszały koncert w Troubadourze? - dogoniwszy mnie Seba, zapytał, śmiejąc się. 
- Jakiś Nikki... Nie kojarzę typka, ale nie wyglądał na groźnego... Glamrockowiec - powiedziałam dość obojętnie i wypuściłam dym z ust. 
- Pff... Glamrockowcy nie groźni?! - parsknął śmiechem. - Błagam cię, oni grają miłych, żeby laski im obciągnęły w klubowych łazienkach - dodał. 
- Nie poniżaj się Sebastian - rzekłam z dziwną stanowczością w głosie. - Teraz każdy, nawet wy wygląda jak glamrockowiec...
- Nie porównuj mnie do tych pedalsko umalowanych ciot! - krzyknął.
- To nie obrażaj kogoś kogo nie znasz... - spokojnie próbowałam zakończyć rozmowę.
- Ja pierdolę dziewczyno... Co się z tobą wyrabia - wywrócił oczami.
- Nic! Tylko ty zachowujesz się jak ostatni pojeb! - wtedy już wyszłam z siebie. Nie chciałam go urazić. Ale to słowa same leciały z ust.
- Ostatni pojeb! Dobra, wiesz co spierdalaj nie potrzebuję cię! - na tym nasza kłótnia się zakończyła, a ja wróciłam do mieszkania, oznajmiając Jessy, że spotkamy się za godzinę pod Whiskey A Go Go.

Jessica
Cholera, Seba i Maggie musieli się naprawdę nieźle zgryźć. Ale to nie pierwszy raz, zawsze się godzą po czymś takim. W tym czasie ja i Rachel ruszyliśmy we wcześniej ustalone miejsce.
- To co... Tradycyjnie capuccino i ciastko? - Rachel spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem i zamówił dwie takie same porcje.
Zajęliśmy nasz ulubiony stolik pod oknem.
- Nawet nie wiem o czym my mamy rozmawiać! Za często się spotykamy! - stwierdziłam i napiłam się ciepłej kawy. Samo mleko, nie kawa.
- Nic nie mów, pieprzyć to - oznajmił i zatopił swoje zęby w kremowym ciastku z truskawką na wierzchu.
Przesiedzieliśmy prawie pół godziny w totalnej ciszy, wsłuchując się jedynie w Rolling Stones albo w turkot tutejszych ciężarówek.
Po niecałych czterdziestu minutach pożegnałam się z Rachel'em i prędko ruszyłam na ustalone przeze mnie i Maggie miejsca na spotkanie. Zbliżała się szesnasta.
Zauważyłam siostrę jak w czarnej ramonesce opierała się o ścianę budynku Whiskey.
- Hej kochanie - Maggie przywitała mnie z matczyną czułością, rzekłabym. Lekko mnie przytuliła i spojrzała z tym swoim wymuszanym uśmiechem.
- Cześć siostrzyczko... - weszłyśmy w głąb klubu. - To co, zamawiamy coś, nie? - spytałam.
- Trochę dzisiaj cierpię przez kaca, więc może coś łagodniejszego - Maggie śmiesznie się skrzywiła i obie podeszłyśmy do baru. Ale tak czy tak zamówiłyśmy tradycyjnie whisky z lodem.
- Gdzie byłaś z Rachel'em? Bo jesteś ujebana w kącikach jakąś czekoladą - parsknęła śmiechem i białą serwetką otarła mi pozostałości po ciastku.
- Ale ze mnie cholerny brudas - zaśmiałam się ze swojej nieuwagi i napiłam się trunku.
- Przejdziemy się wieczorem na plażę, tam jest zawsze tak fajnie jak nie ma ludzi - rzekła pytająco Magg, uśmiechając się.
Cóż, zgodziłam się na tą propozycję, a w barze siedziałyśmy cały wieczór aż do dwudziestej. Potem wyszłyśmy i ruszyłyśmy na plażę.
Siadłyśmy na ostygającym piasku i wlepiłyśmy wzrok w rozpływające się na morzy słońce.
- Co my tu będziemy robić? - zapytałam.
- Siedzieć, myśleć, marzyć, kąpać się w zimnym morzu - Maggie zaśmiała się i wystawiła twarz do wiatru. - Nie no! Ja zapierdalam do wody! - jak powiedziała tak zrobiła. W biegu zrzuciła z siebie koszulkę i wskoczyła do morza.
W tym samym czasie poczułam jak ktoś składa pocałunek na moim policzku - to był Rachel. Zza niego wyłoniła się także sylwetka Bacha. Chciał porozmawiać z Maggie, która pijana bawiła się w wodzie. Oby się pogodzili.

To na tyle! Proszę o komentarze czy fajne czy nie. Część 2 postaram się wstawić jutro.

1 komentarz:

  1. Jak na początek jest genialnie :D Mam nadzieję, że reszta będzie równie dobra, a może i lepsza c; Na pewno będę wpadać do Ciebie na bloga. Zapraszam Cię na mojego http://guns-n-roses-story-of-my-life.blogspot.com/ / xXxAndziaa

    OdpowiedzUsuń