- Hej Maggie, moglibyśmy porozmawiać? - to był głos Sebastiana. Cóż, odwróciłam się i zaczęłam rozmowę. - Chciałem cię przeprosić Magg, nie powinienem się tak zachowywać, zresztą wiesz jaki jestem... - odgarnął włosy i czekał na moją odpowiedź.
- Też cię przepraszam... Nie jesteś takim strasznym pojebem - lekko się uśmiechnęłam.
- Cieszę się - Seba zaśmiał się, a ja na brzuchu i ramionach poczułam chłód sierpniowego wiatru.
Resztę tego wieczoru spędziliśmy na plaży, pijąc jakieś tanie wino i leżąc na piasku. Nie codzienny widok.
Następnego dnia obudził mnie również głos siostry. Całe szczęście znajdowałyśmy się w naszym mieszkaniu.
- Ktoś mnie wołał? - zapytałam, wstając z twardej podłogi. Zdarzało się niestety że ta drewniana powierzchnia była moim łóżkiem po imprezach.
Nagle spod Jessicii wyłoniła się zaspana sylwetka Rachel'a. Serce mi prawie stanęło w piersi, kiedy przez myśl przeszło mi, że mogłyśmy przespać się z najlepszymi przyjaciółmi.
- Co wy tak wrzeszczycie z samego rana... - Bolan niestety trochę się pomylił. Było już wpół do dwunastej, a my ciągle spaliśmy.
- Czemu ty śpisz pode mną? - Jessica z niedowierzaniem odwróciła się w stronę Rachel'a i gdyby stała, nogi by się pod nią ugięły.
James sam nie znał odpowiedzi na to pytanie. Chyba nikt z nas nie znał.
- Czy wy tak musicie kurwa nawijać z rana? - tym razem kolejne durne pytanie zadał Seba, wyłaniając się zza moich pleców cały potargany. Czyżby urwał nam się film?
Wkradła się w tym momencie grobowa cisza. Każdy patrzył na siebie z myślą, że wyczyta cokolwiek z oczu drugiej osoby.
- Ej teraz mnie olśniło! - krzyknęłam, patrząc z uciechą na resztę. - Jesteśmy ubrani, więc bez podejrzeń! - dodałam.
Zapaliłam papierosa i otworzyłam okno. W całym mieszkaniu dosłownie chyba coś zdechło.
- A wygodne ci się spało? - zagadnął Rachel Jessy.
- Nawet nie narzekam... Ale kurwa przestań tak pakować, bo spanie na kamieniu mi nie sprzyja- odpowiedziała Jess i usiadła na skrawku łóżka, przeczesując włosy palcami.
- Dobra ja się zwijam... - rzuciłam Sebastianowi klucze od naszego mieszkania. - Zamknijcie i włóżcie pod wycieraczkę - uśmiechnęłam się szeroko i zakładając przetartą kurtkę dżinsową, wyszłam z mieszkania. - Do miłego...
Tuż za mną wybiegła siostra ze zdenerwowaniem, że nigdy na nią nie czekam. W sumie ona też mogłaby się pospieszyć.
- To co robimy, hm? - zapytałam, spoglądając na siostrę z uśmiechem.
- Idziemy na Sunset! - oznajmiła dość radosnym głosem.
Jak Jessica zarządziła tak zrobiłyśmy. Siadłyśmy na niedużym, murowanym murku i nuciłyśmy "Satisfaction" Stonesów.
I can't get no satisfaction
I can't get no satisfaction
Cause I try and I try and I try and I try
I can't get no, I can't get no
Kiedy my nieświadome, że w Los Angeles też mieszka ktoś poza nami, ten glamrockowy zespół roznosił ulotki i przylepiał plakaty z dzisiejszym koncertem.
- O, patrz dzisiaj ten koncert... Idziemy? - spojrzałam na siostrę, która wkręciła się niesamowicie i zaśpiewała cały utwór.
- Jeśli nie mamy żadnych planów...
- Jakie plany?! Błagam cię - parsknęłam śmiechem.
W tym właśnie czasie nieopodal nas podjechał policyjny radiowóz. Była to zupełna codzienność dla tej dzielnicy. Jak nie łapali dilerów to złodziei. Dwóch policjantów wyszło z auta i udało się do pobliskiego baru.
- Wow... Kurwa, znowu kogoś złapali - moją siostrę to zbytnio nie przejęło. Przez chwilę przyjrzała się zakutemu w kajdanki mężczyźnie i zapaliła papierosa.
- Znasz go? - zapytałam.
- Kojarzę tego rudzielca... Kręci się tu czasem na Sunset w tą i w tą... - Jessy wypuściła dym i oparła się jedną ręką o murek.
- Przystojniak... - wychyliłam się zza sylwetki siostry i uśmiechnęłam się w stronę chłopaka. Rudzielec odwzajemnił mi uśmiech i pokręcił głową ze zdenerwowaniem.
- Co ty robisz - Jessica spojrzała na mnie ze zdziwioną miną.
- O, jaki ma uroczy uśmiech... Trzeba mu jakoś pomóc... - zastanowiłam się przez chwilę, a Jess nadal patrzyła na mnie z lekko otwartą buzią. - Siostrzyczko, zamknij buzię, bo ci mucha wpadnie - zaśmiałam się i nagle mnie olśniło. Poprawiłam włosy i pociągnęłam za sobą siostrę. - Em... Przepraszam panie władzo co się tu dzieje? - podeszłam do policjanta i założyłam ręce.
- Pan Rose znowu się awanturował w barze... Posiedzi sobie 48 godzin to mu przejdzie - na twarzy postarzałego policjanta wymalował się złośliwy uśmiech.
- Ale... My jutro bierzemy ślub, no i ma go nie być?! - czasem myślałam, żeby nie zostać aktorką.
Był to mężczyzna w podeszłym wieku i chyba miał trochę więcej serca niż ci młodsi policjanci. Rozkuł rudego i życzył nam wszystkiego dobrego na nowej drodze życia oraz ostrzegł, że następnym razem nie będzie miał tyle szczęścia.
- Laska, wielkie dzięki! - Rudy był jednoznacznie w szoku. - Gdzie moje maniery... Jestem William - lekko cmoknął mnie rękę i spojrzał w oczy. Że z niego taki dżentelmen to nie pomyślałam.
- Daj spokój - lekko się zarumieniłam. - Maggie, a to siostra Jessica... Będzie dzisiaj tutaj koncert... Wpadniesz? - spojrzałam na niego. Cholera, no przystojny był.
- No jasne... Mam tam kumpli... Chodźcie odwdzięczę się jakimś drinkiem... - wskazał na klub, po czym we trójkę weszliśmy do środka.
- O, patrz dzisiaj ten koncert... Idziemy? - spojrzałam na siostrę, która wkręciła się niesamowicie i zaśpiewała cały utwór.
- Jeśli nie mamy żadnych planów...
- Jakie plany?! Błagam cię - parsknęłam śmiechem.
W tym właśnie czasie nieopodal nas podjechał policyjny radiowóz. Była to zupełna codzienność dla tej dzielnicy. Jak nie łapali dilerów to złodziei. Dwóch policjantów wyszło z auta i udało się do pobliskiego baru.
- Wow... Kurwa, znowu kogoś złapali - moją siostrę to zbytnio nie przejęło. Przez chwilę przyjrzała się zakutemu w kajdanki mężczyźnie i zapaliła papierosa.
- Znasz go? - zapytałam.
- Kojarzę tego rudzielca... Kręci się tu czasem na Sunset w tą i w tą... - Jessy wypuściła dym i oparła się jedną ręką o murek.
- Przystojniak... - wychyliłam się zza sylwetki siostry i uśmiechnęłam się w stronę chłopaka. Rudzielec odwzajemnił mi uśmiech i pokręcił głową ze zdenerwowaniem.
- Co ty robisz - Jessica spojrzała na mnie ze zdziwioną miną.
- O, jaki ma uroczy uśmiech... Trzeba mu jakoś pomóc... - zastanowiłam się przez chwilę, a Jess nadal patrzyła na mnie z lekko otwartą buzią. - Siostrzyczko, zamknij buzię, bo ci mucha wpadnie - zaśmiałam się i nagle mnie olśniło. Poprawiłam włosy i pociągnęłam za sobą siostrę. - Em... Przepraszam panie władzo co się tu dzieje? - podeszłam do policjanta i założyłam ręce.
- Pan Rose znowu się awanturował w barze... Posiedzi sobie 48 godzin to mu przejdzie - na twarzy postarzałego policjanta wymalował się złośliwy uśmiech.
- Ale... My jutro bierzemy ślub, no i ma go nie być?! - czasem myślałam, żeby nie zostać aktorką.
Był to mężczyzna w podeszłym wieku i chyba miał trochę więcej serca niż ci młodsi policjanci. Rozkuł rudego i życzył nam wszystkiego dobrego na nowej drodze życia oraz ostrzegł, że następnym razem nie będzie miał tyle szczęścia.
- Laska, wielkie dzięki! - Rudy był jednoznacznie w szoku. - Gdzie moje maniery... Jestem William - lekko cmoknął mnie rękę i spojrzał w oczy. Że z niego taki dżentelmen to nie pomyślałam.
- Daj spokój - lekko się zarumieniłam. - Maggie, a to siostra Jessica... Będzie dzisiaj tutaj koncert... Wpadniesz? - spojrzałam na niego. Cholera, no przystojny był.
- No jasne... Mam tam kumpli... Chodźcie odwdzięczę się jakimś drinkiem... - wskazał na klub, po czym we trójkę weszliśmy do środka.
- To ty nie skuty i nie w pierdlu? - szatyn w ciemnych okularach, spojrzał na rudzielca z podziwem.
- Nie, właśnie nie tym razem... A to moje wybawczynie... Maggie udawała moją narzeczoną i mnie puścił - jego samego przyprawiło to o śmiech. Jessica to w ogóle była w szoku, nie wiedziała co się dzieje.
- Naprawdę współczuję narzeczonego - szatyn wyciągnął do mnie rękę i później przywitał się też z Jessicą. - Jeffrey Izzy Stradlin Isbell - ciężko odetchnął. - Ale mówcie po prostu Izzy - zaśmiał się sam z siebie.
Izzy szturchnął łokciem w ramię siedzącego obok blondyna, który wlepił wzrok w kant stołu.
- Aa... Jestem Duff - uśmiechnął się przyjaźnie.
Po chwili przyszedł William z dwoma szklankami whisky.
- Wasze zdrowie! - powiedział z uśmiechem i stuknął z nami szklankami.
Jessica
- Nie, właśnie nie tym razem... A to moje wybawczynie... Maggie udawała moją narzeczoną i mnie puścił - jego samego przyprawiło to o śmiech. Jessica to w ogóle była w szoku, nie wiedziała co się dzieje.
- Naprawdę współczuję narzeczonego - szatyn wyciągnął do mnie rękę i później przywitał się też z Jessicą. - Jeffrey Izzy Stradlin Isbell - ciężko odetchnął. - Ale mówcie po prostu Izzy - zaśmiał się sam z siebie.
Izzy szturchnął łokciem w ramię siedzącego obok blondyna, który wlepił wzrok w kant stołu.
- Aa... Jestem Duff - uśmiechnął się przyjaźnie.
Po chwili przyszedł William z dwoma szklankami whisky.
- Wasze zdrowie! - powiedział z uśmiechem i stuknął z nami szklankami.
Jessica
Muszę przyznać, że po paru godzinach odpłynęliśmy.
- Zdrowie mojej narzeczonej! - krzyknął nachalny w trzy dupy William i stuknął kieliszkiem z Izzy'm. Maggie to najwidoczniej pochlebiało, bo siedziała cała rozpromieniona i zaptrzona w niego jak w obrazek.
- Dobra, ale mieliśmy szukać bębniarza i gitarzysty, a upiliśmy się chyba po raz setny - Izzy z gracją poprawił czarny beret.
- Teraz? - Duff zapytał z widoczną niechęcią.
Nagle poczułam jak ktoś walnął w moje krzesło. Normalnie aż podskoczyłam.
- Ja pieprzę... Przepraszam - uspokoił mnie pewien Mulat, pochylając się nade mną. Poczułam jak jego loki połaskotały mnie w odkryte ramiona.
- A nie spokojnie... Nawet nic nie poczułam - chuj, że podskoczyłam prawie dwa metry nad ziemią. Nie no przesadziłam.
Kiedy Mulat chciał odejść od stolika, usłyszał kłótnie nachlanego Izzy'ego i Duff'a.
- Skąd ja ci wezmę od tak gitarzystę?! - wykłócał się Duff.
- Sympatyczny kolego... Tak się składa, że gram na gitarze od dzieciństwa - podrapał się po karku i spojrzał na nich dość nieśmiało.
- No i nareszcie człowiek gadający z sensem! - Izzy'emu ewidentnie się to spodobało i po paru krótkich chwilach całe przyszłe Guns N' Roses siedziało przy jednym stoliku. Był to następny powód do oblewania, a że my siedziałyśmy z nimi, to nas to nie ominęło.
- No ale co będzie z nazwą? - zagadnął jeszcze trzeźwo myślący pan McKagan. - Tylko bez imion swoich byłych, proszę...
- My jesteśmy w tym dobre! - krzyknęła nagle Maggie, przerywając rozmowę jej i Axl'a. - Ty masz Rose na nazwisko? - zapytała, zwracając się do William'a.
- Mhm...
- No to mamy! Roses... Co jeszcze - zamyśliła się.
- Czekaj... No bo mi się kojarzycie z czymś niebezpiecznym... Może Pistolety? - spojrzałam na siostrę, a ta energiczne podniosła głowę.
- GUNS AND ROSES! Niesamowite! - ucieszyła się i zerknęła na każdego członka powstałego zespołu.
Nikt nie miał nic przeciwko, wręcz przeciwnie. Każdemu spodobała się nazwa, a William od tej pory był Axl'em Rose. W sumie pasuje.
- Zdrowie mojej narzeczonej! - krzyknął nachalny w trzy dupy William i stuknął kieliszkiem z Izzy'm. Maggie to najwidoczniej pochlebiało, bo siedziała cała rozpromieniona i zaptrzona w niego jak w obrazek.
- Dobra, ale mieliśmy szukać bębniarza i gitarzysty, a upiliśmy się chyba po raz setny - Izzy z gracją poprawił czarny beret.
- Teraz? - Duff zapytał z widoczną niechęcią.
Nagle poczułam jak ktoś walnął w moje krzesło. Normalnie aż podskoczyłam.
- Ja pieprzę... Przepraszam - uspokoił mnie pewien Mulat, pochylając się nade mną. Poczułam jak jego loki połaskotały mnie w odkryte ramiona.
- A nie spokojnie... Nawet nic nie poczułam - chuj, że podskoczyłam prawie dwa metry nad ziemią. Nie no przesadziłam.
Kiedy Mulat chciał odejść od stolika, usłyszał kłótnie nachlanego Izzy'ego i Duff'a.
- Skąd ja ci wezmę od tak gitarzystę?! - wykłócał się Duff.
- Sympatyczny kolego... Tak się składa, że gram na gitarze od dzieciństwa - podrapał się po karku i spojrzał na nich dość nieśmiało.
- No i nareszcie człowiek gadający z sensem! - Izzy'emu ewidentnie się to spodobało i po paru krótkich chwilach całe przyszłe Guns N' Roses siedziało przy jednym stoliku. Był to następny powód do oblewania, a że my siedziałyśmy z nimi, to nas to nie ominęło.
- No ale co będzie z nazwą? - zagadnął jeszcze trzeźwo myślący pan McKagan. - Tylko bez imion swoich byłych, proszę...
- My jesteśmy w tym dobre! - krzyknęła nagle Maggie, przerywając rozmowę jej i Axl'a. - Ty masz Rose na nazwisko? - zapytała, zwracając się do William'a.
- Mhm...
- No to mamy! Roses... Co jeszcze - zamyśliła się.
- Czekaj... No bo mi się kojarzycie z czymś niebezpiecznym... Może Pistolety? - spojrzałam na siostrę, a ta energiczne podniosła głowę.
- GUNS AND ROSES! Niesamowite! - ucieszyła się i zerknęła na każdego członka powstałego zespołu.
Nikt nie miał nic przeciwko, wręcz przeciwnie. Każdemu spodobała się nazwa, a William od tej pory był Axl'em Rose. W sumie pasuje.
Tak zakończył się ten dzień i tak powstał Najniebezpieczniejszy Zespół Świata - Guns N' Roses.
Zostawcie po sobie jakiś ślad w formie komentarza jeśli się podoba! Z góry dziękuje że czytacie :)
Zostawcie po sobie jakiś ślad w formie komentarza jeśli się podoba! Z góry dziękuje że czytacie :)